Wkurzające śmieci

Jakiś czas temu „ulało się” kilku moim znajomym

A to w mediach społecznościowych, a to w wiadomościach bezpośrednich, czy zwyczajnie w rozmowie. Szanuję to! Mnie też się czasem tak nazbiera, że gdzieś musi znaleźć upust.

Nie powinniśmy gromadzić w sobie takiej energii, bo zwykle „ulewają” nam się negatywne emocje. Ale ponieważ jesteśmy tylko ludźmi, pomyślałem sobie, że skoro „ma mi się ulać”,  to może po przeczytaniu tego tekstu, ktoś się na chwilę zatrzyma, przemyśli, zwróci uwagę. Zwyczajnie zadziała, nie zostając BIERNYM.

W ubiegłym roku biegając po lesie, znajdującym się blisko mojego miejsca zamieszkania na własne oczy zobaczyłem, jak wielki problem stanowią porzucane śmieci. Nie pozostałem temu obojętny. Dlatego przed każdą „przebieżką” wyposażałem się w NIEZBĘDNIK.
Do jednej kieszeni wkładałem worek na śmieci, a do drugiej rękawiczki jednorazowe. Doszło do tego, że aktywność w postaci biegania przerodziła się w zbieraniu napotkanych śmieci.

Problem tej jednoosobowej interwencji dotykał kilku obszarów:

  • nieregularność akcji
  • brak czynnika edukacyjnego, czy prewencyjnego
  • mała skuteczność (zbierałem śmieci tylko z trasy, po której biegłem)
  • worek szybko się zapełniał

Jeden worek wypełniony po brzegi był niewystarczający, więc ani zbieranie śmieci nie było efektywne, ani przebieżka udana. Zarzucałem go na plecy i „taszczyłem” go do najbliższego osiedlowego śmietnika, które często są przecież zamykane. Dlatego zdarzało się, że worek zostawiałem przy drodze, aby później podjechać autem i wyrzucić do kontenera na własnym osiedlu.

W kolejnym tygodniu podobne śmieci znajdowałem w tych samych miejscach !!!

Poddałem się!

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem EKO FREAK`iem, ale z wyrzucaniem przez innych śmieci, miałem kilka incydentów, a jeden dość mocno mnie zestresował. I to nie był ten moment, kiedy w czasach szkolnych, Pan z administracji przyniósł do rodziców mój zeszyt, że jakoby wyrzuciłem śmieci nie do osiedlowego kosza, a pod balkonem sąsiadów. Tak oczywiście nie było, ale Pan pilnujący porządku, chwała mu za to, był innego zdania. Nieważne.
Choć pewnie ta niesprawiedliwość zostawiła we mnie jakiś ślad na całe życie.

Jeżdżąc samochodem, nigdy nie wyrzuciłem śmieci przez okno, czy w jakikolwiek inny sposób – nie do śmietnika.

Stresująca sytuacja miała miejsce, kiedy postanowiłem być bohaterem na drodze.

Wracając pewnego dnia z Wrocławia, stanąłem w korku spowodowanym wymianą nawierzchni. Trasa S5 nie była jeszcze gotowa. W sumie było kilka alternatywnych dróg, ale ja zwykle wybierałem tę na Kórnik. W pewnym momencie zauważyłem, jak z auta przede mną zaczęły wypadać do rowu zgniecione puszki i plastikowe butelki.

Wyobraź sobie, że nawet pisząc teraz te słowa, odczuwam większe napięcie, a emocje znów wróciły.

ALE DO RZECZY

Ponieważ nikt nie reagował, zdecydowałem się wysiąść z auta i podejść do kierowcy.
Zadałem mu pytanie: „Czy tam, w rowie jest jakiś śmietnik? Bo ja nie widzę”, na co on, jak mogłem się domyślić, zamknął uchyloną wcześniej szybę i szyderczo komentował coś do rozbawionych pasażerów.
Nie jestem typem człowieka, który wdaje się utarczki, więc wycofałem się do auta, ale robiąc przy okazji kilka zdjęcie tablicy rejestracyjnej. Reakcja rozbawionych Panów była natychmiastowa. Wysiedli z auta i zaczęli pukać mi w szybę, jednocześnie fotografując moje auto. Adrenalina sięgała zenitu, a głowa podsuwała rozmaite scenariusze, co za chwilę może się wydarzyć.
Zbiją mi szybę?? Pobiją?? Albo zrobią to gdzieś na trasie.

Zgłosiłem na policję zaistniały incydent, nie wierząc, że cokolwiek może się jeszcze wydarzyć. W całym tym stresie nie wróciłem nawet uwagi czy śmieci zostały posprzątane – wątpię w to.

Szczęśliwie lub nie, nastąpiła zmiana świateł i pojechaliśmy dalej. Wciąć zdenerwowany, wypatrywałem, czy czasem bus nie czeka gdzieś zaparkowany i jak może przebiegać dalej ta akcja. Wiesz, co się dzieje z Twoją wyobraźnią…

Za kilka kilometrów na trasie, po prawej stronie, znajdowała się stacja benzynowa, na której z oddali zobaczyłem migający granatowy sygnał jakichś służb. Nie byłem pewien co to za służby i z jakie powodu auto jest na sygnale.

Odpowiedź przyszła za niespełna minutę.

Kiedy mijałem stację, kątem oka dostrzegłem, że był to radiowóz, przy którym stał zaparkowany znajomy bus. Stres jeszcze bardziej się zwiększył. Miałem już takiego pietra, że zacząłem obawiać się o swoje życie. Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale tak wtedy się czułem.

Zadzwonił telefon!

Pan zapytał, czy to ja zgłaszałem wyrzucanie śmieci na poboczu drogi i czy mógłbym zjechać na stację w celu identyfikacji pojazdu i panów, którzy śmiecili. Przyznam, że to jakaś głupota, ponieważ podałem markę, kolor i numer tablicy w trakcie składania zawiadomienia. Potwierdziłem, że to ja i że mam zdjęcia, oraz że nie mam najmniejszej ochoty zawracać i dokonywać identyfikacji. Zwyczajnie się bałem.

Ta historia nie miała dla mnie innego zakończenia, jak to, że pamiętam ją do dziś bardzo dokładnie i nadal wywołuje we mnie duże emocje. Emocje inne do tych, których doświadczyłem podczas jednego z ostatnich spacerów.

Znasz park Cytadela w Poznaniu?

Piękny, zabytkowy park. Piękny, choć dość zniszczony i proszący się o rewitalizację. To z tego parku, czy też wtedy jeszcze nie parku, jechały cegły do odbudowy powojennych zniszczeń Poznania i Warszawy. Poczytaj o zabytkowych fortyfikacjach i tym, jak dziś wygląda park. Ja chcę zwrócić uwagę nie tylko na jego piękno, ale na nasze obyczaje.

Głęboko wierzę w to, że nie pozwalasz na podobne zachowania, o których pisałem powyżej i nie akceptujesz sytuacji, o których poniżej.

Park to liczne asfaltowe ścieżki, po których można jeździć na rowerze, hulajnodze, czy rolkach. Wiele ścieżek to zwyczajne, spacerowe szutrowiska, wykorzystywane też przez biegaczy amatorów, ale też przez amatorów innego rodzaju aktywności.

W tym wypadku amator, to zbyt delikatne określenie, bo chodzi mi o osoby, które za nic mają sobie urok tego miejsca. Jego piękne, zabytkowe elementy, a w szczególności nie liczą się z innymi użytkownikami tej przestrzeni.
Pozwoliłem sobie na dokonanie kilku smutnych fotografii, które przedstawiają zwyczajne śmieci. Pozostawione na miejscu spożycia, butelki i inne opakowania.

 

Taka obserwacja wzmaga we mnie negatywne emocje, a bardzo tego nie lubię, więc piszę i pytam (może retorycznie), co z tym masz zamiar zrobić?

Co masz zamiar zrobić z takim zjawiskiem w swoim parku, an swoim osiedlu, czy w swoim korku, kiedy ktoś śmieci?

Powiem Ci, co ja zrobię i do czego Ciebie namawiam, bo sposobów na to jest kilka i to wcale nie musi być walka z wiatrakami.
Co można zrobić?

Całkiem sporo, bo:

  • zorganizować akcję sprzątania danego obszaru parku (innego miejsca)
  • zgłosić takie miejsce do służb porządkowych, które być może dodadzą ten obszar do monitorowania przez patrole
  • powiadomić zarządcę parku (zwykle miasto) o takie sytuacji
  • zawnioskować o dodatkowe kosze na śmieci i/lub większą częstotliwość sprzątania okolicy przez służby komunalne
  • uruchomić inicjatywę obywatelską, na wzór straży sąsiedzkiej, która wystarczy, że będzie zgłaszała podejrzane incydenty

Dopisz w komentarzu, co jeszcze można zrobić w tej kwestii.

Wiem… Może i mam idealistyczne zapędy, ale też głęboko wierzę, że tych, którzy dbają o swoje otoczenie, o miejsca, które lubią, jest więcej niż pozostałych. Pozostałych, czyli tych, którzy nie potrafią po sobie posprzątać.
Nie mam nic przeciw temu, że ktoś w parku chce napić się piwa (choć nie wiem już co na to prawo), czy zjeść jakieś ciastko. Jednak skoro przyniosłeś to do parku, to opakowanie zabierz ze sobą lub pozostaw w najbliższym śmietniku, a nie tam, gdzie odbywała się konsumpcja. Wszystkim nam będzie lepiej.

Nie chcę tutaj nawiązywać do elementarnych zasad dobrego wychowania, bo na to w wielu przypadkach jest za późno i jedynym rozwiązaniem wydaje się być zewnętrzna interwencja tych, którym zależy.

Tobie zależy? 

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *