Lekko zmieniając słowa piosenki „uczyć się każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej…”.
To, że można się uczyć, to wszyscy wiemy. Gorzej jeśli musimy się uczyć dlatego, że wypada mieć tytuł, albo że nie wypada odmówić, itd.
Rodzina lekarzy, gdzie „fach” przekazywano z pokolenia na pokolenie. Przyszedł czas na Jana, którego od małego „przygotowywano” do roli kardiologa. Janek to lubiany uczeń zarówno przez rówieśników, jak i nauczycieli. Jego urok osobisty często pomaga mu prześlizgnąć się z klasy do klasy ponieważ uczniem z niego raczej przeciętny. Na studiach podobnie, a ponieważ starzy profesorowie nie ulegali już tak łatwo jego urokowi egzaminy zdawał zwykle w trybie warunkowym. Czasem także przy pomocy znajomości ojca, którego nazwisko znali wszyscy w środowisku lekarzy.
Znajomości ojca pozwoliły mu ukończyć studia i przejść nie bez większych problemów przez staże. Janka nigdy nie ciągnęło do ratowania ludzkiego życia. Nie był szczęśliwy, że ojciec tak bardzo „pomaga” mu w ukończeniu studiów.
Pewnego dnia w imieniny Sylwestra, Jan był jedynym kardiologiem na dyżurze w dużym szpitalu. Wezwano go do nagłego przypadku.
Resuscytacja pacjenta trwała już na sali operacyjnej i nie przynosiła efektu. Wstępna diagnoza – zawał serca. Jan przystępuje do operacji, ale stając już nad pacjentem doznaje paraliżu ponieważ patrzy właśnie na bladą twarz ojca leżącego na stole operacyjnym.
Operacja nie udaje się – pacjent umiera…
To jedynie zasłyszana historia, która merytorycznie jest zapewne bardzo nie ścisła. Nie jest moją intencją by oddać dokładny przebieg zdarzeń – szczególnie związanych z procedurami medycznymi. Moją intencją jest pokazać w dość wyolbrzymiony sposób, jak możemy zrobić krzywdę poprzez niewłaściwie planowanie edukacji oraz wyboru przyszłego zawodu.
Jak rodzice realizujący SWOJE ambicje poprzez swoje dzieci. Jak nieasertywni młodzi ludzie podejmują się realizacji nie swoich planów. Wszyscy brną w ślepą alejkę.
Tu nasuwa mi się na myśl niesamowita historia Clinta Pulvera. Perkusisty i mówcy motywacyjnego, który dzieli się swoją historią. Historią o tym, jak jeden z nauczycieli odnalazł w nim pasję do grania na perkusji podczas, gdy pozostali nauczyciele widzieli w nim jedynie dziecko z ADHD, które swoim stukaniem w ławkę stale przeszkadzało w lekcjach.
Każdemu życzę by był jak Pan Jensen i każdemu życzę takiego Pana Jensena na swojej drodze.
Najgorzej jest ulegać cudzej presji – i spełniać czyjeś ambicje oraz marzenia, zamiast swoich.
To nigdy nie jest proste. Wybór ścieżki życiowej zawsze jest dużym dylematem. Często pytamy się najbliższych, gdzie by nas widzieli. Czasami za bardzo naciskają, a czasami nie mówią nic. Nie wiem, które rozwiązanie jest lepsze.
Pytanie najbliższych to świetna metoda. To, że nie odpowiadają może być czasem kwestią właściwie zadanego pytania 😉
Nie wiem co piwiedziec… sa takie momenty w ktorych czlowiek musi przemyśleć sobie kilka spraw i to jest ten moment.
Masz dużo racji, ale wydaje mi się, że takie ambicje mogą tez ukierunkować młodego człowieka. Najeży jednak zachować dystans i zdrowy rozsądek.
Niektórzy rodzice pomagają wybrać, inni zmuszają, inni przeszkadzają, a jeszcze inni za bardzo olewają to co dziecko wybiera. Różnie bywa niestety.
Rodzice nie zmuszali mnie do podejmowania ich wyborów, zawsze mieli na uwadze moje zdanie.
Pasja dziecka wydaje mi się najważniejsza. Nie jestem rodzicem, ale dla mnie bez sensu jest nakierowywanie pociechy na siłę na wybrane hobby czy zawód. Pozdrawiam!
To nawet nie chodzi wywieranie wpływu na siłę, ale raczej nie dawanie alternatywnych opcji wyboru 🙂
Wiem, kim chciałabym, aby byli moi synowie ale nie zmuszę ich do moich wyborów.
Bardzo świadome i odpowiedzialne podejście
Na szczęście mam tak fajnych rodziców którzy nie wypierali na mnie presji w kwestii zawodu. A i ja na swoje dzieci też nie zamierzam tego robić
Artykuł daje do myślenia.
Cóż tak naprawdę nie wiemy, jaki zawód nam przeznaczony i dlatego rodzice pomagają go wybrać.
Świat nie jest idealny i nigdy nie będzie…
Nie będzie idealny i bardzo dobrze!
Chodzi i wspieranie młodzieży w samodzielnym wyborze, a nie narzucaniu własnych (według siebie) słusznych wskazówek. Można tak rozmawiać z nastolatkami, żeby w oparciu o zainteresowania szukali miejsca dla siebie. Nie zgadzam się z „praktycznymi” radami rodziców w stylu „naucz się programować, bo wtedy zawsze znajdziesz pracę”, kiedy młody człowiek ma zupełnie inne zainteresowania.
Nie zawsze trzeba iść na studia, a szczególnie nie zaraz po szkole średniej…