Kiedy potrzebujesz pomocnej LEANy

LEAN – co to takiego

Kiedy zestawić obraz starej linii produkcyjnej z nowoczesną, to różnice  będą widoczne gołym okiem.

Czytelne i bezpieczne ciągi komunikacyjne.
Wyraźnie oznakowane stanowiska pracy z licznie dostępnymi instrukcjami.

Dobrze zarządzana przestrzeń zapewnia nie tylko dobre warunki pracy, ale wpływa bezpośrednio na wyniki.

Minimalizacja strat, przestojów, wypadków – ciągłe doskonalenie w zgodzie z interesem pracowników i zarządzających.
To bardzo duże uproszczenie metodologii zarządzania, w której LEAN odnosi coraz większe efekty.

Dotychczasowe „dokręcanie śruby” odbijało się na pracujących, którzy po restrukturyzacjach tracili przywileje, pracowali dłużej i ciężej, zwykle za takie samo wynagrodzenie.

Szczupłe zarządzanie, jak w zabawny sposób przedstawia się Lean Management, daje wymierną korzyść także pracownikom i tu zwykle upatruje się dużego sukcesu w tych rozwiązaniach.
To w tej metodzie wiele dobrych dla organizacji zmian wychodzi bezpośrednio od jej pracowników. Czują zatem swój bezpośredni wpływ na wyniki realizowane przez firmę. Nie są już tylko robotnikami, ale stają się współodpowiedzialni za losy przedsiębiorstwa, w którym pracują.

Z jednym z ekspertów LEAN management Adamem Baśkiewiczem rozmawiałem w #038 odcinku podcastu.

Najdłuższa rozmowa w historii podcastu, ale nie ma tam koncentracji na ilości, a na jakości.
Jest koncentracja na ciągłym doskonaleniu i dzieleniu się zdobytą wiedzą oraz doświadczeniem.

Adam opowiada o całej swojej karierze zawodowej z elementami kariery sportowej, czyli nie po łebkach.

Jaką trzeba mieć wiedzę, żeby zaczynając od deski kreślarskiej, przejść wszystkie szczeble kariery do prezesa włącznie i ostatecznie zostać wziętym konsultantem?
Wszystkiego dowiecie się z tego odcinka:

 

 

Adam poleca:
Wszystkie pozycje książkowe dotyczące drogi Toyoty, a także Kaizen.

Adama znajdziecie:
https://www.linkedin.com/in/adam-baskiewicz-7b294772/ – LinekdIn

 

Transkrypt w przygotowaniu:

 

Jak słuchać podcastu:

Podcastów możesz słuchać na urządzeniach mobilnych oraz bezpośrednio ze strony www.
Poniżej linki do najpopularniejszych aplikacji i metod umożliwiających odsłuch:

ANDROID

SPOTIFY

ITUNES

GOOGLE PODCASTS

SPREAKER

STITCHER

CASTBOX

YOUTUBE

Ważne funkcje, to możliwość przyspieszania odsłuchu, co pozwala w krótszym czasie odsłuchać więcej treści. Uwaga – dla wyższych prędkości wymagane jest większe skupienie na słuchanych treściach. Bez tego można w krótkim czasie ominąć wartościową część odcinka.

Co istotne dla słuchaczy…

Warto wspomagać twórców i oceniać ciekawy i wartościowy podcast.
Przyznajemy odpowiednią ilość gwiazdek (maksymalna ilość to najwyższa ocena), a także dodajemy komentarz, który dodatkowo będzie motywował twórcę oraz wpływał na lepszą dostępność podcastu dla innych zainteresowanych podobną tematyką.

Wejdź proszę na mój profil w serwisie Patronite: https://patronite.pl

Podcast do czytania:

 

W: Ja nazywam się Wojciech Strózik, a Wy słuchacie właśnie trzydziestego ósmego odcinka podcastu, Rozwój osobisty dla każdego „, który nagrywam dla wszystkich zainteresowanych świadomym i efektywnym rozwojem osobistym. Dzisiaj moim gościem jest Adam Baśkiewicz, którego poznałem na Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Poznaniu. Był wtedy moim wykładowcą, ciekawie opowiadał i interesowało mnie to o czym opowiadał, więc zaprosiłem go do podcastu.  Jest specjalistą In managementu, ciągłego doskonalenia, więc świetnie pasuje do motywu przewodniego tego podcastu właśnie.  I tutaj zaskakujące może trochę być, z jednej strony jest to najdłuższy odcinek jaki do tej pory nagrałem z gościem, a z drugiej strony historie, o których opowiadał Adam są dość zaskakujące, żeby nie powiedzieć nietypowe, bo co wspólnego ma Lean Management, Mount Everest czy też zamach na WTC. Posłuchajcie naszej rozmowy.  Cześć Adamie, dziękuję za przyjęcie zaproszenia do podcastu.

 

A: Witam serdecznie. Mi też również miło.

 

W: Się śmialiśmy przed chwilą zanim włączyłem…, chwilę przed chwilą już fajnie powiedziałem. Zanim włączyłem rejestrator powiedziałem, że Adam ma fajny głos. Naprawdę taki radiowy głos, głęboki.

 

A: Gdzieś już to słyszałem, ale to chyba nie od Ciebie właśnie.

 

W: To teraz ode mnie. Dobra Adamie jakbyś przedstawił nam się, czym się zajmujesz do tego dodał, to będzie super.

 

A: OK. Witam Was serdecznie. Adam Baśkiewicz.  Czym ja się zajmuję? Zajmuję się dzisiaj ogólnie rozumianym consultingiem, czyli doradztwem. Sprzedaję swoją wiedzę, kiedy przez wiele lat się gdzieś coś nauczyłem innym i na poziomie jakby też takim można powiedzieć komercyjnym, ale i też uczelnianym. To są jakby dwie takie, dwa elementy którymi dzisiaj jakby się można powiedzieć zajmuję.

 

W: Do tej uczelnianej kwestii też nawiążemy.

 

A: Jeżeli chodzi o doradztwo to głównie jakby tutaj obszary dotyczące ciągłego doskonalenia, bo to jest jakby element,  który mnie od wielu lat gdzieś tam fascynuje i z tym bardzo mocno jestem związany, więc w tym kierunku gdzieś tam się rozwijam, ale ogólnie rozumiane jakby produkcja, zarządzanie,  strategie to są takie elementy,  które mnie interesują,  z którymi miałem do czynienia,  bo zawsze mówię, że uczę tego czego sam doświadczyłem.  Nie sztuką jest mówić i uczyć ludzi tego czego mogą przeczytać w książce, więc to zawsze wykorzystuję swoją jakby wiedzę praktyczną prawie trzydziestoletnią w biznesie.

 

W: Świetnie. Powiedziałeś o takim ciągłym doskonaleniu co mi bardzo odpowiada w podcaście rozwoju osobistego, ciągłe doskonalenie, rozwój osobisty to takie moje przenika, chociaż Ty konsultujesz pewnie głównie w zakresie B2B, natomiast żeby móc konsultować to generalnie najpierw musiałeś sam się rozwinąć, o tym później też będziemy rozmawiać.  Teraz pytanie z natury tych, którzy goście uważają, że jest z typu trudniejszych. Jaka jest Twoja pasja?

 

A: To nie jest zbyt trudne, bo ja nie ukrywam, że jestem człowiekiem sportu i myślę, że nawet gdzieś tam był taki moment, że wybierałem między jakby karierą sportową, a karierą można powiedzieć gdzieś tam biznesową.  Moją pasją jest piłka ręczna.  Nie ukrywam, że powiązany jestem troszeczkę dziedzicznie, bo mój tata również grał w piłkę ręczną, więc gdzieś tam te geny gdzieś tam są, ale nie ukrywam, że moja mama była kajakarką, więc na początku próbowałem w ogóle sportów wodnych i może nie kajaki, ale wioślarstwo mnie mama wysłana jeszcze w podstawówce, ale ze względu, że ja jestem raczej takim graczem zespołowym, więc trochę takie pływanie w dwóch, w trzech tyłem do siebie mi nie pasowało. Tam wytrzymałem chyba rok i stwierdziłem, że to nie dla mnie to ojciec mówi: Dobrze sprawdziłeś sport, który uprawiała mama, teraz sprawdzimy jak się będziesz czuł w sporcie, który uprawiał tata. I tak gdzieś mi zostało, gdzieś tam i piłką ręczną się do dzisiaj interesuję. Jestem jakoś tam związany z moim starym klubem, czyli z Grunwaldem Poznań lub też jak mogę to pomagam chłopakom.  Interesuję się tym na bieżąco co się dzieje, więc to jest taka cały czas moja pasja.  Ogólnie rozumiane sporty zespołowe, a ja nie ukrywam, że nie lubię biegać, bo to samemu to jest nudno.

 

W: Ale z piłką łatwiej.

 

A: Z piłką jak ktoś jeszcze w kosza czy w siatkówkę czy w ręczną czy w nożną to jak najbardziej takie sporty to, chociaż coraz mniej czasu na to i też chętnie też jeszcze by się coś pograło, ale to też sporty zespołowe to czym człowiek starszy to trudniej zebrać zespół. Tak to jest niestety.

 

W: Coś w tym jest albo zespół jest taki, za którym ciężko nagonić być może.

 

A: Też czasami.

 

W: Właśnie sobie przypomniałem, jak powiedziałeś o piłce ręcznej, że ja chodziłem do szkoły podstawowej, która była szkołą sportową piłki ręcznej, ale to hen od Poznania, tak bym powiedział. Głęboko na południu w Sosnowcu. Generalnie sam nie grałem. Bliżej mi było do siatkówki. Z aspiracjami najpierw AWF-u, ale tam się wiele rzeczy po drodze wydarzyło.

 

A: Ja miałem podobnie, jakby też miałem po skończeniu szkoły średniej właśnie taki ewenement, to znaczy jakby taki dylemat, że gdzie w którym kierunku iść. Czy dalej kontynuować swoją karierę sportową czy iść w kierunku gdzieś tam właśnie technicznym Politechniki Poznańskiej. Tak się wydarzyło, że gdzieś niestety, stety czy niestety. Nie ja myślę, że stety, bo może dzisiaj byłbym nauczycielem jakby w-fu i uczyłbym w-f, a nie byłbym osobą, która sprzedaje jakieś tam informacje biznesowe i tak dalej, więc może to też inaczej by wyglądało. Myślę, że to dobry jakby wybór. Podwaliny sportowe na pewno były przydatne później jakby w dalszej karierze i rozwoju przede wszystkim.

 

W: Ja myślę, że ten sport to tutaj jest ważący i chętnie do niego nawiążę, ale teraz chciałbym zapytać Ciebie: Co przeważyło?

 

A: Co przeważyło? Znaczy ja próbowałem na początku jakby pogodzić te dwie rzeczy, ale niestety nie dało rady. Dalsze studia techniczne, w Politechnice Poznańskiej.  Ja nie ukrywam to też było jeszcze trudne, bo grałem w Grunwaldzkie Poznań i jeszcze to były takie czasy, kiedy też sport uczelniany w ogóle był bardzo popularny, więc jeszcze grałem w zespole i byłem kapitanem Politechniki Poznańskiej i grałem też w rozgrywkach takich międzyuczelnianych na poziomie tutaj wielkopolskim i kraju. Nie ukrywam, że były takie dni, że miałem dwa treningi, że miałem w Grunwaldzie i jeszcze później wieczorem na Politechnice. Wiem, studia techniczne i tak dalej, więc tutaj trzeba było wybrać, czy damy radę dalej kontynuować studia czy pójdziemy w kierunku gdzieś tej kariery sportowej.  Tak wyszło, że jednak ta Politechnika Poznańska została.

 

W: Z piłką zaszliście całkiem wysoko?

 

A: Tak, różne rzeczy się w tym czasie działy.

 

W: Wicemistrz?

 

A: Tak. Wicemistrzostwo Polski było gdzieś tam. Ja byłem wtedy młodym człowiekiem, dopiero wchodzącym gdzieś tam do zespołu seniorskiego i tak dalej, więc tej gry nie było zbyt wiele, ale to był taki bardzo fajny jakby okres, gdzie były te sukcesy jakieś i fajny zespół był. Wtedy jeszcze piłka ręczna była na wysokim poziomie w Poznaniu, dzisiaj niestety jest to teraz tylko pierwsza liga, nie ekstraklasa.

 

W: Nie jestem wielkim specjalistą, trudno mi się wypowiadać, ale słyszałem od tych, którzy są takimi fanami, że piłka nożna też już nie jest na wysokim poziomie w Poznaniu.  Może komuś podpadnę.

 

A: Powiem szczerze ja też może komuś podpadnę, bo też jako piłkarz ręczny i gier zespołowych ja nie ukrywam, że za piłką nożną zbytnio nie przepadam, więc to jest też tak, że jakoś tak nigdy. Ja powiem szczerze jestem poznaniakiem, a pierwszy raz na meczu Lecha Poznań byłem chyba 2 lata temu, więc jest to takie dziwne. Byłem dwa razy chyba tylko można powiedzieć w całym życiu, więc to też niby jestem zainteresowany sportem, ale może nie w wydaniu jakby tutaj klubów z Polski.

 

W: Dobra, ale nie powiedziałeś mi co przeważyło, że jednak jakby odpuściłeś te treningi, odpuściłeś grę w piłkę ręczną i zostałeś na tej uczelni.

 

A: Ja powiem jeszcze jedną rzecz, bo tutaj ja też nie ukrywam, że moje jakby wykształcenie jest kontynuacją, bo ja też kończyłem szkołę średnią techniczną, więc też jakby te uwarunkowania techniczne i te rzeczy, zamiłowanie do techniki, do majsterkowania i tak dalej zawsze gdzieś tam tkwiły i takimi rzeczami gdzieś tam się zajmowałem, więc tutaj ta technika zawsze też gdzieś mnie ciągnęła.  To był taki wybór z jednej strony braku możliwości czasu, żeby pogodzić dwie rzeczy, czyli jakby ten sport i naukę na Politechnice Poznańskiej, ale też gdzieś tam zainteresowania te techniczne, które gdzieś tam wcześniej były.  Też mnie to interesowało, więc to taki wybór był, czy ja wiem czy do końca jakby przemyślany? Tak wyszło, ja zawsze mówię.  Ja nie ukrywam, że też moją dewizą życiową jakby nie jest planowanie jakieś długoterminowe, ja nigdy sobie nie zakładam jakiś długoterminowych wyzwań i do nich jakby tam zawsze za wszelką cenę dążę. Ja nie ukrywam, że zbieg pewnych faktów, wielu okoliczności powoduje, że trzeba za tym iść i gdzieś tam się rozwijać. To był też jakiś element gdzieś tam może rozwoju i zauważenia światełka w tunelu, że w sporcie może już nie, ale gdzieś w innym kierunku może będziemy szli i może to będzie fajną przygodą.

 

Rozwój osobisty dla każdego

 

W: Tak. Długoterminowe planowanie to jednak zbyt wiele zmiennych, zbyt wiele niepewności i zbyt wiele korekt później w związku z tym. Lepiej krótkoterminowo planować.

 

A: Też rozczarowania, bo jeżeli się je planuje, a później się ich nie spełnia to można też gdzieś popaść w jakąś frustrację.

 

W: Tak, faktycznie, że się samego siebie albo kogoś zawiodło.

 

A: Ja zawsze mówię, lepiej się zaskoczyć. Ja zawsze też tak się śmieje, że jak spojrzę na swoją karierę zawodową to nigdy nie myślałem, że ona będzie w taki sposób wyglądała. Do dzisiaj jakby się dziwię jak to się stało, że…

 

W: Że jesteś tu, gdzie jesteś.

 

A: Dokładnie tak.

 

W: Właśnie. To dobra. To w takim razie przejdźmy do tego co się wydarzyło po uczelni. Jak te Twoje 30 lat doświadczeń wyglądało, może w takim skrócie.

 

A: Ja nie ukrywam, że moją karierę zawodową zacząłem jeszcze w czasie studiów, czyli pod koniec studiów.  Trzeba było się gdzieś już zahaczyć i zacząć jakąś konkretną pracę. Ja nie ukrywam, że trochę z biznesem już wcześniej miałem do czynienia, bo też będąc jeszcze w czasie studiów nawet byłem jednym z takich pierwszych prekursorów na giełdzie owocowo-warzywnej. Nie ukrywam, że moja styczność z biznesem jakimś takim własnym była handel owocami i warzywami na giełdzie ogrodniczej.

 

W: Wejdę Ci trochę w słowo, dlatego że jeden z moich gości, chyba dwa odcinki do tyłu Agata Limanówka, to był trzydziesty odcinek powiedziała w jaki sposób można w prosty sposób podwoić zawartość portfela. Pojechać rano na giełdę owocowo- warzywną, kupić warzywa sezonowe, sprzedać je i jeszcze na tej samej giełdzie. Co Ty o tym sądzisz? Jak wyglądały Twoje początki?

 

A: To było też takie ciekawe jakby doświadczenie, bo ten biznes prowadziliśmy z moim kolegą, który też również studiował na Politechnice Poznańskiej, ale nie na tym wydziale, na którym ja, ale my znaliśmy się ze szkoły średniej.  Dzień wyglądał bardzo fajnie, bo my wstawaliśmy gdzieś około drugiej w nocy.  Właśnie jechaliśmy na giełdę i może w podobny jakby sposób też to właśnie w taki sposób wyglądało, że jak było od większych hurtowników kupowaliśmy, wydzierżawiliśmy, braliśmy w komis, bo nie mieliśmy jakiś wielkich pieniędzy.  Wykupowaliśmy miejsca na tej giełdzie i odsprzedawaliśmy jakby dalej.

 

W: Czyli już obracałeś nie swoją kasą?

 

A: Tak, nie swoją kasą i jeszcze do tego co nie sprzedaliśmy mogłem oddać z powrotem, więc rozwiązanie idealne. Który, nie trzeba było mieć żadnego wkładu, nie było żadnego ryzyka jeszcze było tyle fajnie, że te ceny, które my otrzymywaliśmy były niższe od tych, które rzeczywiście hurtownicy sprzedawali i my sprzedawaliśmy po takich samych cenach jak oni, czyli jakby tutaj zwiększany był obrót ich, a zyski były na tym samym poziomie i te ceny, że tutaj nie musieliśmy z nikim jakby konkurować.

 

W: Super, to mamy giełdę owocowo- warzywną.  Bardzo fajny początek, bo obracałeś nie swoimi pieniędzmi, czyli myślę, że bardzo bezpiecznie.

 

A: Powiem szczerze, że bardzo fajny biznes, bo ja jeszcze do dzisiaj wspominam czasami takie sytuacje, że np. handel arbuzami. Ja nie ukrywam, że to był jeden z lepszych biznesów, które się robiło, a jak się znało dużych hurtowników jakby na giełdzie od arbuza i zdarzyło się tak, że np. byli to jedyni na giełdzie, którzy mieli w danym dniu tego arbuza to przebitka czasami była stu procentowa na takim arbuzie, więc można było czasami. Ja się śmiałem, że w dwa dni zarobić tyle co mój ojciec zarabiał w miesiąc, więc to czasami…

 

W: To co Agata opowiadała jest jak najbardziej, a szczególnie wtedy była.  Ja myślę, że dzisiaj, jeżeli ktoś jest operatywny to dalej potrafi zrobić mniej więcej ten sam myk, nazwijmy to tak. Dobra, handlowałeś, czyli biznes już otwierałeś czy zaczynałeś przygodę w biznesem jeszcze na uczelni i co dalej, bo wszedłem Ci w słowo.

 

A: Dalej tak jak mówiłem trzeba było gdzieś się zahaczyć w jakąś normalną pracę, która się wstaje na jakąś normalną godzinę i to jest jakaś konkretną firma. Nie ukrywam, że też w związku z tym, że trochę moje tradycje rodzinne znowu zaważyły.  Moja ciocia pracowała w planie Lechii, czyli to też był duży zakład wtedy.  Duży zakład w Poznaniu, który miał kilka oddziałów, bo Starołęka, Chlebowo, Gnieźnieńsko, Łukaszewicach, Głogowska, bo to takie były lokalizacje tej firmy w Poznaniu. Ja nie ukrywam, że jako młody chłopak często moja ciocia pracowała w magazynie technicznym i była kierownikiem takiego magazynu. Jako chłopak często też na magazynie ją odwiedzałem, gdzieś tam sprawdzałem i tak dalej, czyli jakby miałem go obeznany. Wracając jakby do moich powiązań i rozpoczęcia współpracy w ogóle z firmą Pollena Lechia. Okazało się, że ciocia gdzieś tam się dowiedziała, że potrzebujemy na jednym z oddziałów, czyli na ulicy Gnieźnieńskiej konstruktora. Ja wtedy byłem na ostatnim roku studiów i ciocia mi się spytała czy Adam nie spróbowałbyś tam zastartować i tak dalej na konstruktora. Kończysz studia techniczne, jakbyś tam rysunek techniczny znasz to może by coś się udało. Mówię: Dobra, fajnie. Studia się kończą. Warto by było coś tam spróbować poza handlem, poza sportem jakaś normalna jakby praca. Udałem się jakby na spotkanie z szefem działu technicznego właśnie na ulicy Gnieźnieńskiej i jakoś dostałem jakiś tam chyba element do odrysowania i tak dalej. Jeszcze wtedy to czasy dzieje komputerowego rysowania i tak dalej tylko rapidografy, deska kreślarska i tak dalej i jakiś tam element udało mi się zrysować i można powiedzieć, że dostałem tą pracę, zacząłem pracować jako konstruktor w Polenie Lechii. To jakby była pierwsza gdzieś tam moja praca związana stricte z moim wykształceniem i z tym co chciałem gdzieś tam może robić. To były jakby początki. Nie ukrywam, że Pollena Lecha i wszystkie elementy, które z nią są związane to jest można powiedzieć przeszło połowa mojej kariery biznesowej. Powiedzmy sobie szczerze w Pollena Lechia też przechodziła restrukturyzację. Ja zaczynałem jeszcze w państwowej firmie, ale udało mi się jakby też w tej firmie pracować w momencie, kiedy ta firma ulegała prywatyzacji. Znam jakby tutaj te czasy, kiedy były firmy jakby państwowe prywatyzowane i również ja w tym czasie byłem w Polenie i te czasy jakby pamiętam, kiedy firma została wykupiona przez Oberstdorfa. Tutaj też jest bardzo ciekawa historia, bo wszyscy mówią, że Nivea jako kosmetyk jest produktem polskim i była zawsze kojarzona z Polleną Lechią i z Poznaniem i tak dalej.  Tu się okazuje sytuacja zupełnie odwrotna, bo właśnie (ns 00:16:37) jest właścicielem tej marki i zawsze był. To Pollena Lechia dostała w ramach repasaży powojennych ten znak Nivea jako jakieś tam prawa na ten rynek wtedy wschodni. To też jeszcze była ciekawa historia, bo jeżeli tutaj się jakby nasza sytuacja polityczna zmieniła to ten znak ogólnie rzecz biorąc Pollena Lechia przedtem jeżeli był ten blok wschodni to mogła jakby te kremy odsprzedawać Rosji, Bułgarii, do wszystkich krajów, które były tutaj związane z blokiem wschodnim. W momencie jakby tutaj zmian politycznych nastąpiło coś takiego, że można było tylko ten krem sprzedawać w Polsce. Jeżeli chciało jakby ten krem potem się sprzedawać gdzieś dalej to trzeba było Oberstdorfowi płacić za tą markę. Jeszcze też sytuacja była w drugą stronę, Balzer jak chciał kosmetyki oryginalne, Nivea sprzedawać w Polsce, musiał płacić Polenie Lechii.

 

W: OK.

 

A: Taka trochę sytuacja dziwna, więc tak to się ustabilizowało i też bardzo ciekawe takie moment właśnie w karierze, zmiana podejścia tej państwowej firmy.

 

W: Inny model zarządzania i zupełnie pewnie inny …

 

A: Ja jeszcze w tych czasach pamiętam, kiedy w państwowych firmach wyprawiało się imieniny, huczne dni kobiet i tak dalej, więc te imprezy.

 

W: Zawsze było Krystyny, Janusza, Jana.

 

A: Tak. Ja pamiętam jeszcze. Jako młody chłopak mnie to zawsze dziwiło i tak dalej.

 

W: I się skończyło, skończyło się jak tylko pojawił, Balzer przyszedł.

 

A: Tak, jakby to może już trochę wcześniej.

 

W: OK.

 

A: To już też czasy też się zmieniały gdzieś tam.

 

W: Te zwyczaje w ogóle chyba.

 

A: Też nie zapomnę jak przyjmowałem się do pracy, to odjechałem chyba z trzema blachami placków, żeby się w kupić u współpracowników i tak dalej, więc to takie historie.

 

W: Dzisiaj wystarczy dobrze się ubrać, dzisiaj to wystarczy w ogóle przyjść do pracy.

 

A: Kiedyś to takie były rytuały, że trzeba było do siebie w jakiś tam sposób wkupić.

 

W: To Twoja połowa Twojego doświadczenia biznesowego Pollena?

 

A: Tak, ale to powiem szczerze, żeby się nie nudzić. Ja zawsze mówię, bo też czy ja lubię zmiany i lubię też się rozwijać. Tutaj ja tak mniej więcej sobie kiedyś podliczyłem to mniej więcej co 2 lata zmieniałem stanowiska w tej firmie.

 

W: OK. Książkowo.

 

A: Tak. Jakoś tak wyszło, ale to też nie zakładałem sobie nigdy, że po dwóch latach będę gdzieś tam zabiegał tylko ta kariera się gdzieś tam układała. Od tego konstruktora, później zajmowałem się dozorem technicznym, później planowaniem remontów w działach technicznych. Tych stanowisk było mnóstwo różnych. Jeszcze mówimy o tym czasie, kiedy jeszcze panowała Pollena Lechia.  Jakby takim elementem przełomowym na pewno dla mnie był ten okres, kiedy przyszedł (ns 00:19:19), bo tutaj jakby wiele rzeczy też się zmieniło. Zupełnie inne jakby podejście do biznesu i też do tego w jaki sposób ta firma ma funkcjonować. Powiedzmy sobie szczerze dużo jak było możliwości do tego, żeby była bardziej efektywna ta firma. Tutaj z tego powodu też dużo się zmieniało i dużo też zaczęto wprowadzać te nowe metody zarządzania.

 

W: Dla nas nowe.

 

A: Dla nas nowe, dla firm gdzieś tam. Z tego bloku może nie do końca.

 

W: Jasne.

 

A: Ale też mówimy o nowych technologiach i tak dalej. To zupełnie inne historie, więc tutaj też wiele się jakby działo.

 

W: I co było dalej?

 

A: Ja bardzo fajnie wspominam właśnie ten okres jak Balzer przejął Pollenę Lechia i wtedy zaczęły się bardzo duże projekty, czyli budowanie nowej fabryki, która teraz jest na ulicy Gnieźnieńskiej, też zmiana troszeczkę profilu jakby produkcji, bo też jak wiemy Pollena Lechia produkowała można powiedzieć wszystko. Ja byłem i widziałem produkcję proszku, widziałem produkcję mydeł, perfumów, lakierów do włosów i tak dalej, więc tych elementów kosmetycznych i wyrobów było mnóstwo.  Tutaj jakby specjalizacja. Jak przyszedł Balzer to specjalizacja i specjalizowanie się w produkcji balsamów i kremów. To była i automatyzacja. To jest następny jakby element, który niezmiennie był ważny, gdzie te urządzenia zaczęły być bardziej zautomatyzowane, gdzie tych ludzi było coraz mniej, też projektowanie nowego zakładu- to jest też niezmiennie fajną rzecz i też działania, które były z tym związane.  Ja nie ukrywam, że w tym czasie byłem też w dziale inwestycji, czyli też byłem odpowiedzialny za zamawianie niektórych urządzeń, za całe projekty związane z modernizacją zakładu, z budową jego. Tutaj też przydały się elementy związane z tymi moimi konstruktorskimi doświadczeniami. Ja nie ukrywam, że też nie zatrzymałem się na desce kreślarskiej, bo też mnie jakby technologia i nowe techniki interesowały, więc ja byłem też można powiedzieć w pewnym okresie czasu, jeżeli chodzi o Oberstdorfa jedynym człowiekiem, który znał AutoCADa. Nie ukrywam byłem człowiekiem, który sam się tego nauczył., czyli gdzieś tam jakieś elementy gdzieś tam przyuważyłem, gdzieś tam troszeczkę na uczelni, gdzieś tam AutoCAD był gdzieś tam, ale ogólnie byłem samoukiem. Namówiłem mojego szefa pamiętam, żeby zakupił w ogóle takie oprogramowanie. Pamiętam w tamtych czasach to ogromne pieniądze były i byłem jedyną osobą, który potrafił w ogóle jak przychodziły projekty z nową budową, które gdzieś trzeba było jakieś kreski zmienić, przesunąć ścianę to wszystko było przeze mnie, więc to też było ciekawe doświadczenie, gdzie projektantami w ogóle fabryki tutaj w Poznaniu są Hiszpanie. Projektanci przesłali tutaj do Polski rysunki jakie na szybko trzeba było zmiany poczynić to wszystkie elementy jakby były i wędrowały do mnie, więc to było bardzo ciekawe.

 

W: Faktycznie bardzo bogate doświadczenie od deski kreślarskiej do działu inwestycji przez stawanie w AutoCAD-zie.

 

A: Rozwój to jest ten rozwój. Nadążanie za technologią.

 

W: Gdzie się, w którym momencie pojawiło się to zamiłowanie do właśnie tego ciągłego doskonalenia, takiego już nazwijmy to po imieniu Lean Management do tych takich już dzisiaj znanych pojęć?

 

A: To jest też znowu ciekawa historia. Ja nie ukrywam, że moja kariera jest związana z moim prezesem, który przyszedł z Pepsi, który był człowiekiem z Pepsi i przyszedł tutaj do Oberstdorfa jako szef można powiedzieć już później jakby osobnej spółki, bo Oberstdorf dzisiaj w Polsce to są dwie spółki. Jedna spółka to jest Nivea, która zajmuje się sprzedażą, marketingiem i tak dalej, a druga Balzer Manufakturing Poznań, czyli ta część do produkcji. Tutaj bardzo ciekawa jakby historia i różne rzeczy nam do głowy przychodziły. Ja nie ukrywam z naszym prezesem i pierwszym naszym takim projektem może nie do końca biznesowym, ale który jakby miał zmienić świadomość ludzi u nas na produkcji był taki pomysł…

W: Pracowników

A: Pracowników, na który wpadliśmy będąc w Karpaczu i wchodząc na Śnieżkę.  Mieliśmy gdzieś tam w plenerze spotkanie menadżerów i ludzi jednego szczebla zarządzającego właśnie z prezesem i jedną z atrakcji było wchodzenie na Śnieżkę.

 

W: Przyjemne z pożytecznym.

 

A: Mi się upiekło.  Mieliśmy już kilku takich starszych menadżerów, którzy wchodzą na tą Śnieżkę, gdzieś tam mówili: Śnieżka Śnieżką wejdziemy, ale kurcze gdybyśmy mieli tą ekipą wchodzić na jakieś wyższe szczyty to nie dalibyśmy rady. Wiesław był bardzo przekorny, tak na mnie spojrzał, mówi: zrobimy to. Udowodnimy tym pracownikom niektórym, niedowiarkom, że można rzeczy robić, o których nam dzisiaj się wydaje, że są niemożliwe. Schodząc już na dół rozmawialiśmy na temat tego, że trzeba zorganizować wyprawę na Mount Blanc.

 

W: O kurczę. Tak, to faktycznie.

 

A: To było jakby też zaraz dojdziemy do tego co ma to wspólnego w ogóle jakby z Leanem I ciągłym doskonaleniem. Głównym przesłaniem jakby tej historii było to jakby przekonanie tych ludzi, że są rzeczy, które wydają nam się niemożliwe, a możemy je zrealizować. Tu jeszcze była jedna historia związana też z tym, że była podjęta decyzja przez naszego prezesa, żeby zmienić w ogóle strukturę jakby produkcji w Poznaniu. Przed tą zmianą tutaj w Poznaniu produkowane były standardowe kremy, czyli są w Nivea, czyli te najzwyklejsze kremiki. Te kremy, była linia produkcyjna, włączyło się ją ja zawsze się śmieję w poniedziałek, w piątek się wyłączyło, efektywność na poziomie 98%, więc żyć nie umierać. Nic się ciekawego nie działo.

 

W: Żaden Lean nie jest potrzebny.

 

A: Tak. Nagle tutaj się dzieją różne rzeczy i jest jakby decyzja, która znów jest związana z historią.  Dlaczego w ogóle zmiana tutaj w Poznaniu strategii, produkcji i tak dalej.  Tutaj znowu połączenie się z historią z zamachów, które były na World the Center.

 

W: OK.

 

A: Jeszcze do momentu jakby, jeszcze po zamachach jakby właścicielem większościowym akcji (ns. 26:11) była firma Alians, czyli firma ubezpieczeniowa.

W: Ubezpieczyciel tak.

A: Wiemy, jak wyglądała sytuacja systemów ubezpieczeniowych po tych wydarzeniach. One jakby miały problemy finansowe i pozbywały się niektórych pakietów akcji. Tak się zdarzyło, że Alians się pozbył właśnie po tych wydarzeniach jakby pozbył się pakietu (ns. 26:32) i właścicielem jakby pakietu tego stała się firma Tchibo i do dzisiaj jest głównym jakby udziałowcem. My Tchibo kojarzymy tylko z kawy.

W: Z kawy, tak.

A: Ale jest to duża korporacja, która jakby nie tylko się rzeczami się zajmuje i też jest trochę inna specyfika jakby była inna specyfika podejścia jakby do biznesu. Tchibo kupiło (ns. 26:50) po to, żeby zarabiać na tym, żeby kupić i zarabiać. Alians to raczej jakby miał ten nasz pakiet jakby taki bezpieczny, alokacja, firma, która się dobrze rozwija, delikatnie bez żadnego jakiegoś tam szoku.

W: Bezpieczna, stabilna tak

A: Tchibo wchodząc to zrobiło jakby sobie przegląd wszystkich centrów produkcyjnych na świecie i tak sobie popatrzyła na to wszystko i ogólna jakby taka refleksja z tego wszystkiego.  Trochę mamy za dużo tych centrów produkcyjnych w stosunku do tego co produkujemy. Tutaj zaczęła jakby się cała gra jakby i było to wprost powiedziane, że, która z centrów produkcyjnych jakby zaproponuje na siebie jakiś pomysł i co chce robić, jak chce robić i tak dalej. To oni jakby przemyślą sytuację i te centra produkcyjne będą rozważali, które mają zostać, a które mają być zlikwidowane. Naszym szalonym pomysłem, był taki pomysł, żeby właśnie nie produkować tego co wszyscy będą chcieli, bo łatwo jest produkować rzeczy, które są w długich seriach produkowane bez przezbrojeń i tak dalej. O nas prezes powiedział: Słuchajcie, nie wiem czy się z tym zgodzicie, ale widzę jedynym jakby tutaj dla nas szanse, że przerywamy jako centrum produkcyjne zacznijmy produkować rzeczy, które nikt nie będzie chciał robić, czyli bardziej skomplikowane, krótkie serie, częste zmiany formatów i tak dalej i tak dalej.  My taką strategię przedstawiliśmy jakby w Hamburgu. Było to chyba jedno z najlepszych jakby przedsięwzięć i jakby decyzji, które jakby nasz prezes podjął, bo ta firma do dzisiaj jest w Poznaniu.

W: Udało się.

A: Nie ukrywajmy, że gdyby tej decyzji nie było to najprawdopodobniej nie byłoby tutaj w Poznaniu (ns. 28:38). Tak jak nie ma już w Szwecji, we Włoszech, w Holandii.  Te zostały centra produkcyjne zlikwidowane. Wydawałoby się, że Polska w tamtych czasach nie wygląda jakby atrakcyjnie, ale przez to, że jakby zaproponowaliśmy jakby naszą nową strategię, która oczywiście nie była samą strategią, że będziemy oczywiście krótkie serie i tak dalej, ale było podparte tym, że wiadomo trzeba było powiedzieć jak będziemy to chcieli zrealizować, żeby to było efektywnie. Tutaj logiczne słowo: Będziemy Leanowi. Zaczniemy jakby wdrażać narzędzia Leanowe. Zaczniemy tutaj.

 

W: Który to był rok? Pamiętasz?

 

A: Jeżeli dobrze pamiętam już dwutysięczny dziewiąty albo ósmy, ale nie chcę.

W: Dziesięć lat temu

A: Gdzieś tam albo jeszcze i kawałeczek dalej mi się wydaje.

W: OK.

A: Albo dwutysięczny siódmy. Tutaj wracając do historii tej (29:32). Tutaj jakby te rzeczy wszystkie się gdzieś tam zbiegły.

W: Tak.

 

A: Czyli wiara w ludzi, że możemy naszą produkcję taką leniwą, która ma długie serie i tak dalej, nic się nie dzieję,

W: Wygodną taką.

A: Wygodna.

A: Jak my możemy naszych ludzi nauczyć produkować szybciej, przezbrajać się, mieć wiele problemów, być bardziej elastycznym

W: i I minimalizować te przestoje wszystkie.

 

A: I tutaj jakby ten pomysł z tym (ns. 29:53) był taki, żeby właśnie też pokazać, że my mówimy, że wchodzimy na taką Śnieżkę, a na inne wyższe szczyty gdzieś jak Mount Blanc nie damy rady wejść. Taki program powstał.  Nie ukrywam, że byłem szefem tego projektu. Wyselekcjonowaliśmy dziesięć osób. Znaczy w sumie osiem, bo dwie już były- ja i prezes.

 

W: Pewnie. Dwie pewne z dziesięciu.

A: Tak dwie pewne z dziesięciu były. Pozostałe jakby na pozostałe osoby zrobiliśmy jakby taki kto chce mógł się zgłosić jakby do tego projektu i musiał nam powiedzieć, dlaczego chce jakby uczestniczyć w tym projekcie. Dlaczego chce iść z nami.

 

W: Ale jakiś tam wykluczeń, badaniami zdrowotnymi?

 

A: Zaraz. Chwila. To jest jakby pierwszy etap, czyli jakby tutaj, dlaczego i jakie jest.

 

W: Żeby była motywacja kto chce?

 

A: Tak, żeby była motywacja, dlaczego i tak dalej. Oczywiście następnym krokiem to co powiedziałeś były też również badania lekarskie.

 

W: Czyli minimalizacja ryzyka?

 

A: Tak, minimalizacja, ale to jeszcze nie koniec, bo też to nie jest tak, że tylko ten zespół, jakby pomysł, zbieramy ludzi i robimy.

 

W: I go.

 

A: Nie. My jeszcze rok się przygotowaliśmy do tego. Wynajęliśmy trenerów, którzy trenowali nas, lekarzy, którzy badali nasze postępy, jeżeli chodzi o naszą jakby kondycję.

 

W: Wydolność.

 

A: Tak, wydolność, więc tutaj cała rzesza, oczywiście sprzęt był zakupiony dla wszystkich tych pracowników, którzy mieli wchodzić na Mount Blanc, więc cały rok przygotowań jakby do tego.  Oczywiście też wyjazd w Tatry, szkolenie.

 

W: Aktywizacja taka.

 

A: Też szkolenie przez tropowców i ludzi, którzy wspinaczką wysokogórską, himalajską się parają. Ja mogę się do dzisiaj pochwalić jakby znajomościami, jeżeli chodzi o tropowców czy himalaistów. Ja Rysia Grajewskiego bardzo dobrze znam. Jest to jeden jak wiesz z ludzi, który zdobył trzy, jeżeli dobrze pamiętam ośmiotysięczniki. Był też w wyprawie Wielickiego w osiemdziesiątym roku w tej wyprawie. Niestety tego co Rysiu mi opowiadał gierek zadzwonił i powiedział, że niestety Ryszard Ty nie będziesz wchodził, wybrał sobie po prostu to kto będzie atakował szczyt i tak niestety Ryszard Grajewski nie wchodził.

 

W: Wtedy ktoś inny decydował?

 

A: Tak i ktoś inny decydował.

W: OK. Decyduje sponsor wycieczki pewnie.

A: Tak. Dzisiaj trochę inaczej, ale to były takie czasy.

 

W: Wtedy to być może był sponsor wycieczki właśnie.

 

A: To był, ale to były pewne jakby. Jakby znaczenia nie miało, bo troszeczkę jakby tak jak mówiłem i w sporcie i też w wysokogórskiej spinaczce to trochę też jak to się czuje, jak fizycznie wygląda. Tutaj też te aspekty są niezmiennie ważne, a jeżeli ta informacje, które gdzieś tam Ryszard, o których nam opowiadał to jednak ta kondycja fizyczna nie była aż tak ważna tylko nasz wizerunek kto miał jakby wchodzić na to górę, tak?

 

W: OK.

 

A: Myślę udało takiego człowieka, który brał udział w naszych przygotowaniach. Drugim takim bardzo ciekawym człowiekiem – Mieczysław Ziach. To jest, nie wiem czy jeszcze jest, ale nadal jest jakby też wiceszefem chyba jest jeszcze nadal TOPR-u., więc też człowiek taki z dużą jakby też charyzmą i też człowiek, który bardzo mocno jest zakochany, związany. Ja nie ukrywam, nazywaliśmy go kiler, bo jest to człowiek, który ciągnie ludzi, czyli tam nie ma zmiłuj się tylko jak ktoś był z nim

W: To da radę.

A: To na jednego jakby takiego przewodnika zawsze dwóch amatorów mogło gdzieś tam być, więc przy takiej wspinaczce wysokogórskiej, więc kto był z Mieciem zawsze miał pecha, bo niestety tam nie było zmiłuj się, tam gościu ciągnął na górę.

 

W; Ale najlepsza szkoła pewnie.

 

A: To też. To taki człowiek, który naprawdę też z pasją i który kondycją i tak dalej, bo to byli ludzie wtedy w tym czasie, jeżeli my to atakowaliśmy to byli już po pięćdziesiątce ludzie, ale którzy naprawdę mieli jakby ogromne doświadczenie, jeżeli chodzi o wysokogórską wspinaczkę, ale kondycyjnie byli też naprawdę bardzo dobrze przygotowanymi ludźmi.  Z tymi ludźmi też się przygotowaliśmy do tego, więc tutaj pewna profesja. Profeska, jeżeli chodzi o przygotowania, czyli jakby fizyczne i tak dalej, bo to co mówimy to nie dzisiaj nie sztuką jest coś zacząć robić i powiedzieć, ale też trzeba dobrze się do tego przygotować. To trzeba krok po kroku przygotowywać, żeby osiągnąć ten cel.

 

W: Z planem.

 

 

A: Tak, z planem. Tak. To jest jakby ważne. Powiem szczerze jedynym jakby takim rysą na tej naszej wyprawie, która gdzieś tam miała miejsce, gdzie pojechaliśmy do Włoch mieliśmy aklimatyzację, gdzieś tam chodziliśmy po tych górach, mieliśmy tam chyba przeszło tydzień i rozpoczął się ten atak szczytowy. Mieliśmy na tyle jakby problem, że pogoda była wyśmienita. Słońce, wszystko pięknie, ładnie i wydawałoby się, że szczyt jest na wyciągnięcie ręki. Nie ukrywam byliśmy w ostatnim jakby schronisku, taka puszką jest przed samym jakby szczytem i tam jest do pokonania naprawdę już niewiele chyba z dwieście metrów, gdzieś tam takich grami i już jest na szczycie. Nic wielkiego. Wydawałoby się, że zaraz będziemy. Tylko jedynym problemem był, że był bardzo silny wiatr. Wtedy pamiętam Ryszard Gajewski mówił sobie z naszej grupy wybrał sobie ludzi, którzy wyglądają jakby najlepiej, ale nie wizerunkowo tylko fizycznie i stwierdził, że spróbują, ale tylko z dwoma ludźmi spróbują jakby zdobyć jakby z tej dziesiątki, którą byliśmy już tam bardzo blisko, spróbują zdobyć. Niestety doszli do grani i Ryszard też odpowiedzialny jakby przewodnik. Wiatr był na tyle silny, że nie chciał ryzykować, żeby cokolwiek się komuś stało i nie ukrywam, że gdzieś tam sto metrów nam zabrakło do szczytu.

W: Jedną z tych osób też byłeś?

A: Nie, nie byłem właśnie.

W: OK.

A: Nie, nie. Nie byłem właśnie. Nie byłem. Byli lepiej przygotowani jakby fizycznie chłopacy i niestety jakby jedyną taką była małym niedosytem, że do tego szczytu z gdzieś tam na górę nie weszliśmy.

W Ale i tak wszyscy wrócili.

 

A: Tak wszyscy wrócili. Też z kolei też jakby sama przygoda i to co się jakby wydarzyło wokół tego było też naprawdę bardzo fajną rzeczą i też było sukcesem. Nie ukrywam, nie odebraliśmy tego jako porażki. Tylko to był też sukces gdzieś na tym poziomie.

 

ROZWÓJ OSOBISTY DLA KAŻDEGO.

 

W: Uśmiecham się sam do siebie trochę, bo powiem Ci, że ciągnąłbym dalej ten temat tych gór, bo rozmawiamy tak jakbyś był himalaistą i tego się wiesz tak słucha z takim dużym zainteresowaniem, ale jakbyśmy do tego Leanu powrócili.

 

A: Dobrze. Możemy przeskoczyć.

 

W: Ja nie ukrywam, że Lean bardzo jest mocne.

 

W: Ale wiesz, bo tutaj te góry właśnie to jest. Wiem, że to bardzo mocno koreluje, tylko żebyśmy teraz zaczęli mówić właśnie w jakim zakresie.

 

A: Dobra. Od razu jakby wracamy do tego jakby z już tych gór i wracamy do tego naszego zakładu, który gdzieś tam był i co trzeba było zrobić, żeby.  Fajnie wzięliśmy sobie produkcję na głowę, ale trzeba zarabiać.

W: Od tego zacząć?

A: Za chwilę dwa lata poistniejemy tutaj i też zaraz szefowie z Hamburga powiedzą: Fajnie było, ale sorry i Was za chwilę też nie ma, więc tutaj jakby też znowu specyficzna jakby historia, jeżeli chodzi o Leana. Jeżeli chodzi o firmę (ns. 37:14). (37:15) nie miał żadnego doświadczenia, jeżeli chodzi o takie metodologie. Tak jak mówiłem wcześniej to była

W: Prosta produkcja.

A: Prosta produkcja. Chociaż niektóre zakłady miały bardziej skomplikowaną tą produkcję też, ale ona jakby nie podążała tą drogą, nie było potrzeby. Ja powiem może, że nie chciała tylko w takich warunkach jakby nie było potrzeby, żeby jeszcze wyciskać więcej jakby z tego biznesu. Ten dochód, który był generowany przez (ns. 37:43)) za czasów Aliansa był wystarczający i tutaj jakby nie trzeba było. Tutaj Tchibo, typowe nastawienie jakby na to, żeby zarabiać pieniądze, więc tutaj nie było tego doświadczenia. My jakby podjęliśmy to wyzwanie bez doświadczenia gdzieś tam z góry, czyli byliśmy prekursorami można powiedzieć, tutaj jest też. Następna bardzo ciekawa historia. Jeszcze było śmieszniej,  tak trochę też nie chcieliśmy od razu żeby jakiś konsultantów, żeby jakieś firmy, które nam to przygotują gdzieś tam też to jak z tymi górami, że gdzieś tam jakiś przewodników potrzebujemy , ale wszystko zależy od nas, żeby jakby to wszystko ruszyło i stwierdziliśmy, że będziemy inaczej jakby do tego podchodzić, czyli będziemy wykorzystywali doświadczenie pracowników,  których w tym czasie potrzebowaliśmy więcej, czyli z okolic Poznania i z Poznania zaczęliśmy zatrudniać ludzi. Nie ukrywam udało nam się wyrwać i z uniwera ludzi i z (ns. 38:46), czyli z takich firm, które już miały trochę Leanu i nie ukrywam, że to był nasz sposób jakby

 

W: Czyli kupiliście ludzi z wiedzą?

 

A: Tak, kupiliśmy ludzi z wiedzą, ale nie ludzi z poziomu menadżerskiego tylko ludzi z produkcji.

 

W: OK.

A: Czyli nie specjalistów jakiegoś tam wielkiego szczebla i tak dalej tylko takich ludzi,  którzy gdzieś tam pracowali na produkcji, mieli styczność z tymi i wiedzieli czemu to działa i czemu nie działa.

 

W: Tak,

A: Bo nam na tym zależało, żeby ten system jakby stworzyć i żeby on działał i żeby jakby był takim systemem, który już ktoś inny się nauczył na błędach a my tylko weźmiemy to co jest z tego najlepsze.

 

W: I będziecie się adoptować.

 

A: Tak i to był jakby jeden pomysł.  Drugim pomysłem było też żebyśmy zbierali jakby doświadczenie poprzez wizyty w firmach, które mają wdrożone jakby narzędzia Leanowe.

 

W: Z grupy Tchibo?

 

A: Niekoniecznie.

W: Niekoniecznie.

A: Byliśmy ja nie ukrywam, że w tych czasach to odwiedzaliśmy tu wszystkie firmy w okolicy większe, które gdzieś słyszeliśmy, że jakieś tam narzędzia Leanowe mają. Nie ukrywam, że wtedy było może i łatwiej się do takich firm gdzieś tam.

 

W: Właśnie.  To mnie tak ciekawi, że dostać się do takiej firmy dzisiaj naprawdę.

A: Dzisiaj gorzej.

 

 

W: Nawet jak się ma już jakieś dojścia to jest OK. Właśnie.

 

A: Nie, to ja powiem Ci, że te kilkanaście lat temu było wiele łatwiej, ale tu w większości firm w okolicy, byliśmy w tych dużych korporacji i Ci ludzie przyjmowali.

 

WI jeszcze się pewnie cieszyli tym, że ktoś chce oglądać.

 

A: Tak. Pokazywali nam wszystko i tak dalej, więc tutaj nie było jakby żadnego wielkiego problemu w tym względzie.  To były dwa źródła, czyli źródło jedno, czyli jakby źródło tych pracowników, którzy pracowali i drugie jakby źródło, że nawet nabywaliśmy tych doświadczeń będąc, odwiedzając różne fabryki i jakby na podstawie tych dwóch rzeczy stworzyliśmy program unikalny. Z mojego punktu dzisiaj widzenia jakby unikalny jakby program narzędzi Leanowych, które chcieliśmy wdrożyć jakby w (ns. 40:25). Zaczęliśmy od podstaw, czyli mówimy tu znowu o 5S, mówimy o wizualizacji, mówimy o zbieraniu danych, o efektywności, o współczynniku (ns. 40:35). To były naprawdę podstawy. Co jeszcze było fajnego w tym, że to wyszło? Bardzo mocne zaangażowanie właśnie tych pracowników gdzieś tam najniższego szczebla. Oni byli częścią tego projektu, byli też i go akceptowali, te narzędzia jakby formowali i później go fizycznie realizowali, więc ich zaangażowanie było bardzo duże i to chyba jest jeden z ważniejszych elementów w Leanie , to zaangażowanie tych pracowników w to, żeby to się później udało, bo oni czuli się że to jest nasz system. Nie że przyszli jacyś tam konsultanci i ludzie z zewnątrz, coś nam kazali robić i tam nam to nie pasuje.

 

W: Bo wtedy nie jest ich.

 

A: Tak. Nie jest nasze, a to jeżeli chodzi o ciągłe doskonalenie to jest też niezmiennie ważny element, żeby to oni czuli, że to jest ich i żeby to przez to było trwałe. To jest następny element. Zaczęliśmy, linia po linie tych podstawowych jakby elementów. Nie ukrywam też pokazuje jakie oni mogą mieć korzyści, bo nie ukrywajmy, że przy tak skomplikowanej produkcji oni pracując jakby wcześniej na liniach takich mono formatowych, gdzie tych zmian było niewiele, oni też się obawiali czegoś nowego, więc to narzędzie dawało im też pewien komfort i powodowały, że było im też trochę lepiej. Czuli się bardziej z tym bezpiecznie. To jest następny taki element. Narzędzia muszą dawać też coś pracownikom. Ja zawsze się śmieję.

 

W: I to nie chodzi tylko o pieniądze?

 

A: Nie. Nie tylko o pieniądze. Właśnie, bo ja też się zawsze śmieję, bo zazwyczaj ktoś kto prowadzi dzisiaj Lean to myśli: Ile tam zarobimy na koniec miesiąca? Ale to nie jest wszystko. Ja zawsze mówiłem, że takim zyskiem np. dla pracownika oprócz rzeczywiście premii może być też, że nie pójdzie na jedną kawę. Ja zawsze mówiłem: pójdziesz jeszcze na dwie kawy, bo tak będziesz miał spokojną pracę, że sobie wygospodarujesz czas i ja nie będę jako Twój przełożony za to miał żadnych pretensji tylko sobie wypijesz ze spokojem jeszcze dwie kawy, trzy. kawy i wszyscy będą zadowoleni. To jest też taki zysk właśnie spokojnej pracy, bo ja zawsze się śmieję, że jeżeli Lean wdrażamy i takim zyskiem największym Leanu jest czas to co szef robi zazwyczaj? Daje nowe zadania.

 

W: Daje nowe zadania. Tak dokładnie i to najlepiej tym, którzy robią je najlepiej.

 

A: Bo to później po co ulepszać moją pracę? Po cholerę mam mieć coś nowego?

 

W: Będę miał więcej pracy.

 

A: Tak, będę miał więcej pracy i roboty więc zazwyczaj jeżeli nie mamy tej przestrzeni to zazwyczaj ten Lean nam trochę umiera i to jest też następny taki bardzo duży błąd, gdzie menadżerowie popełniają go i gdzieś tam właśnie jest tak, że idzie w tej pierwszej fazie jakby te udoskonalenia, zyskujemy dużo i nagle zaczyna nam to umierać. Umiera dlatego że pracownicy nie widzą i nie

W: Tutaj dla siebie korzyści.

A: Tutaj dla siebie korzyści. Czasami pieniądze to jest za mało. Ja nie ukrywam że ja się bardzo cieszę, bo widzę dzisiaj że w wielu sytuacjach jakby też ten pieniądz nie jest już tak ważny jak był kiedyś,  że też ten komfort pracy,  spokój ma ogromne znaczenie oprócz tego aspektu jakby finansowego,  też ten aspekt jakby stabilnej pracy takiej nie na wariata jak to mówię tylko pracuję,  wiem że wyjdę zawsze o czternastej jak zacząłem o szóstej,  że wszystko będzie poukładane, że szef w sobotę do mnie nie zadzwoni i mi nie każe przyjść na trzy godziny i tak dalej , więc to jest też jakiś komfort pracy i to też staraliśmy się też ludziom pokazać. Jeżeli będziemy stosować te narzędzia to Wasza praca nawet zmieniając lekko drastycznie ją to będzie i tak, i tak bardzo przyjemna i łatwa i nie ukrywam udało nam się to.

 

W: To słowo udało to jest teraz takie wiesz, że jak to powiedział Walkiewicz: odbierasz sobie sprawczość.  To się nic nie udało. To było wypracowane.

 

A: Tak, ale ja zawsze się zastanawiałem nad taką jedną rzeczą, kiedy jakieś uzyskamy potwierdzenie tego, że ten system jakby działa, bo wewnątrz nam się wydawało jakby w organizacji, że jest to fajne i tak dalej i taką przesłanką pierwszą była pamiętam taka sytuacja kiedy raz na jakiś czas mieliśmy (ns. 44:35) wizytację taką. Ja nie ukrywam, że już w tym czasie byłem szefem, menadżerem operacyjnym i zajmowałem się już, jakby dowodziłem jakby produkcją tutaj w (ns. 44:45) w Poznaniu.  Ja nie ukrywam, że nie lubię malować trawę na zielono. Tym następnym, takim elementem, zyskiem jakby tego systemu było to, że jak takie były wizytacje nie musiałem nic robić i to był też dla mnie zysk jako menadżera.

 

W: Tak, to ja najlepsze co może być.

A: Tak co może być.

W: Mamy tu wiele wspólnego. Też nie lubię malowania na zielono, bo to za dużo czasu, koszty.

A: Ja zawsze też mówię, że w ogóle też jestem leniwym menadżerem.  Ja nie lubię pracować. Wiadomo ten system jakby też trochę ułatwia menadżerom, bo jest takim samograjem i powoduje to, że rzeczy niektóre zrobią się same. Znaczy same, gdzieś tam się same napędzają i tej pracy jest mniej.  Decyduje się na tą odpowiedzialność gdzieś tam niżej i ludzie są bardziej zdecydowani, bardziej odpowiedzialni, a przez to menadżerowie mają spokojniejszą głowę. To też jest dla mnie ważne, żeby nie dzwonili do mnie po południu, w nocy i tak dalej.

 

W: To oczywiste.

A: Ale wracając jakby do tych wizytacji. Mieliśmy taką wizytację i pierwszym jakby punktem jest coś co jest takie bardzo popularne jakby w Leanie, czyli tak zwana. gęba, czyli pójście w miejsce, gdzie ta produkcja się odbywa i te wszystkie rzeczy się tam dzieją. My już byliśmy w takiej fazie już trochę zaawansowanej, czyli mieliśmy tą wizualizację, mieliśmy te wszystkie nasze smerdy, wszystkie wyniki na tablicach i tak dalej, że to wszystko bardzo fajnie wyglądało, że jakby całą moją produkcję przechodząc takim (ns. 46:07) mogłem się przedstawić jakby na tych tablicach. Tak się stało, że rozmawialiśmy, przewodziliśmy, dyskutowaliśmy, to to, pokazywaliśmy jak to naprawdę jest. Dalszym, jakby następnym punktem programu była jakby co się dzieje, idziemy do salki i teraz prezentacje. Pierwszą prezentacją – produkcja miała być, bo tak od razu po przejściu to od razu produkcja zaprogramowuje

W: Tematycznie.

A: Tak tematycznie i tak dalej. (ns. 46:32) mówi do mnie: Wiesz co Adam, ale Ty mi tej prezentacji już nie pokazuj, bo ja wszystko to co byliśmy na dole już widziałem i Ty żadnej prezentacji, niech reszta tam finansowo, jakość i tak dalej to ja to chętnie jeszcze zobaczę co się dzieje. To był pierwszy taki element, który jakby pokazał, że ten system działa. Drugim takim elementem po tym naszym spotkaniu, pamiętam wtedy szef powiedział, mówi: słuchajcie to super u Was wygląda. Mi się to podoba. Wiecie co, mam taki pomysł. My utworzymy taki dział Leanowy u nas w Hamburgu w centrali, zatrudnimy tam ludzi i tych ludzi przyślemy tutaj do Was na produkcję, żeby się nauczyli, jak to będzie wyglądać i będziemy implementować jakby ten system na inne zakłady. I tak też się stało. Słuchaj, to jest też duży powód do dumy jakby wszystkich pracowników. Pamiętam w tym czasie (ns. 47:21) że to nie Polacy jeździli do Niemiec się uczyć czegoś tylko Niemcy przyjechali do Polski, żeby się czegoś nauczyć.

W: niebywale tak.

A: Skonstruowali manuala, który jakby był takim (ns. 47:32) dla wszystkich jakby zakładów na całym świecie. To był taki największy myślę jakby potwierdzenie, jakby te sytuacje były potwierdzeniem tego, że ten system jakby działał. To było jakby takim elementem, który nas utwierdził, że zrobiliśmy naprawdę fajną robotę.

 

W: Na pewno.

 

A: To taki był na pewno fajną rzecz gdzieś tam.  Później tak jak mówiłem, to już były takie czasy, gdzie już te paręnaście lat jakby w tym Oberstdorfie spędziłem. To zaczęło wszystko fajnie hulać, to zaczęło wszystko hulać.  Wszystko fajnie funkcjonowało tak jak mówisz: Co tu dalej? Ja zawsze się śmiałem i pamiętam ten dzień, kiedy gdzieś tam, ja nie ukrywam jestem człowiekiem, który niekoniecznie szuka pracy, ale też, jeżeli na rynku pracy trzeba być i to jest też ważnym elementem, niekoniecznie trzeba z tego korzystać. Nasz prezes zawsze też tak mówił: Słuchajcie, Wy się nie stresujcie i tak dalej jak macie rozmowy jakieś kwalifikacyjne w innych firmach to chodźcie na nie.  Tylko później mi powiedzcie, że z czegoś korzystaliście albo coś i tak dalej, żeby jeszcze zdążyć się pożegnać. Ja też w taki sposób podchodziłem.  Pewnego razu zdarzyło się, że dostałem propozycję jako dyrektor zakładu w Obornikach, tutaj w (ns 00:48:49). W tym momencie tutaj zakomunikowałem prezesowi naszemu i mówię: Wiesz co Wiesław, idę do tego dyrektora, bo co ja tu mogę więcej.  Kurczę bym musiał więcej. Zrobiłem co mogłem.  Ja mówię: Mógłbym Ciebie wygryźć z tego stanowiska, ale nie wybierasz się z Hamburga, nie chcesz więc co ja tutaj będę robił. Mówię: spróbujemy jakby tą karierę gdzieś pociągnąć gdzieś indziej. Zwłaszcza, że będąc już te siedemnaście czy osiemnaście lat w tej firmie to myślę, że to był taki najbardziej odpowiedni moment, żeby coś dalej zmieniać i też dalej się rozwijać. Powiedzmy to jest jakiś tam obszar, a teraz wchodzimy w coś większego, czyli cały zakład produkcyjny, też fajna marka, fajne produkty.  Ja zawsze mam tematy i dla pań i dla panów, bo tutaj mogę o kosmetykach rozmawiać i mogę zawsze o alkoholu. To są zawsze tematy i biznesowe, ale też i takie chwytliwe. Właśnie można sobie gdzieś tam porozmawiać na to. Poszedłem do tej firmy. Ja nie ukrywam, że też doświadczenie związane z innym sposobem zarządzania.  Tutaj zetknąłem się z dwoma stylami zarządzania: ze stylem amerykańskim, bo przyszedłem do firmy, kiedy firma (ns 00:50:10) była firmą amerykańską notowaną na giełdzie papierów wartościowych w Stanach Zjednoczonych, a w połowie gdzieś tam mojej kariery została przejęta przez (ns 00:50:21), czyli firmę rosyjską. Tutaj też ścięcie różnych…

 

W: Skrajne jest, skrajnych modeli.

 

A: Każdy z nich miał swoje plusy i minusy. O amerykańskiej może mniej będę mówił, bo do amerykańskiej jeszcze biznesu wrócimy. To jeszcze gdzieś tam na amerykański biznes w moim rozwoju osobistym miał też jakieś tam piętno. Też nie ukrywam, że taki moment przełomowy. Rosyjski ciekawy bardzo.  Historia współpracy z jednym z oligarchów rosyjskich, bo tutaj (ns 00:50:52) jest właścicielem firmy (ns 00:50:54). Ja zawsze się śmiałem, bo on zawsze mówił, że jakby wódka i firmy związane z produkcją wódki, które tutaj kupił w Polsce, czyli fabrykę w Obornikach w Białymstoku, czyli firmę (ns 00:51:05). Jeszcze fabryki też, które posiadał w Rosji traktował jako takie hobby swoje. To było głównym jego biznesem w Rosji jest bankowość i w tym obszarze siedzi, a te wódki to on zawsze mówi, że to jest jego takie hobby.

W: Na weekend.

 

A: Na weekendy, tak. Lubił te rzeczy, więc tak to wyglądało. Ja nie ukrywam, że w ogóle też cenie (ns 00:51:30) był bardzo przyjemny gościu. Ja nie ukrywam, że jak na oligarcha rosyjskiego to był bardzo przyjaźnie nastawiony do Polaków. Nie ukrywam, że to jest człowiek, który jest tatarem w ogóle, więc nie jest też Rosjaninem.

 

W: Może, dlatego.

 

A: To jest też ciekawa historia.  Nie zapomnę też pierwszej wizyty w ogóle w San Petersburgu na takim spotkaniu dyrektorów fabryk, gdzie każdy miał przedstawić tą fabrykę i tak dalej.  Ja robiłem chyba ostatnią albo przedostatnią prezentację i nie zapomnę tego chyba do końca życia, po mojej prezentacji człowiek bardzo też elokwentny, władający w ogóle językiem angielskim, językiem włoskim też, więc też człowiek naprawdę wykształcony, on zaczynał od łóżka polowego. Nie ukrywam, bo opowiadał nam historię.

 

W: Ty zaczynałeś od warzyw?

 

A: Ja zaczynałem od warzyw, on zaczynał jakby od handlu też czasami alkoholami, od łóżka polowego w Moskwie z tego co nam opowiadał, więc też jego historia była też bardzo ciekawa. Wracając do tej mojej prezentacji- ja nie ukrywam, że przede wszystkim kazał mi usiąść naprzeciwko siebie, kiedy prezentowałem, bardzo profesjonalnie podchodził do całej sytuacji żebyśmy się widzieli.

 

W: Kontakt wzrokowy, żeby był.

 

A: Kontakt wzrokowy, żeby był między nami. Po skończeniu prezentacji tak się spojrzał na tą sale, na pozostałych Rosjan i tak powiedział: widzicie, ile od Polaków jeszcze musicie się uczyć? To był gwóźdź troszeczkę do trumny. Ja nie ukrywam, że od tego czasu rosyjscy koledzy nie za bardzo wódkę chcieli z nami pić, bo też jeszcze był kolega z Białegostoku, który też był dyrektorem fabryki, więc też tutaj takie podejście troszeczkę miało, że nas trochę bardziej postawił. Drugim takim aspektem bardzo takim, on to chyba z premedytacją robił było też sposób jak z nami się witał. Z Rosjanami podawał rękę, z nami strzelał takiego rosyjskiego misia.

 

W: Niedźwiadka.

 

A: Tak, niedźwiadka, więc tutaj byliśmy zupełnie inaczej też traktowani, więc to też było dla nas jakimś tam wyróżnieniem i docenieniem tego co my robimy tutaj w Polsce.  Nie ukrywam, że też, jeżeli chodzi o narzędzia Leanowe byliśmy też takimi prekursorami w Obornikach i też początki gdzieś tam w Białymstoku zaczęły też właśnie tego ciągłego doskonalenia narzędzi Leanowych, gdzieś tam się pojawiać więc też to był też taki początek wchodzenia próby tej organizacji w te narzędzia ciągłego doskonalenia, też troszeczkę zmian wizerunkowych dla tej firmy, też troszeczkę innego podejścia dla pracowników, więc tutaj też wiele rzeczy się działo. Tu następna bardzo ciekawa historia związana ze związkami zawodowymi.  Ja nie ukrywam, że też, jeżeli chodzi o związki zawodowe temat nie jest mi obcy, bo też ja zawsze mówię: Jestem nietypowym menadżerem i też osobą, która zajmowała wysokie stanowiska, ale nie tylko biznesowe, ale byłem też wiceprzewodniczącym związków zawodowych.

 

W: Będąc szefem.

 

A: Nie.

 

W: Jeszcze nie?

 

A: Nie. Ja byłem w Polenie jeszcze w Polenie Lechii i gdzieś tam Oberstdorfa byłem wiceprzewodniczącym związków zawodowych właśnie, zostałem też jako młody chłopak wybrany i obdarzono mnie starzy pracownicy zaufaniem, więc nie ukrywam, że te związki zawodowe też są mi znane. Nie ukrywam, że też mam pewne chyba zasługi do tego, żeby też trochę związki zawodowe też patrzyły, zawsze się śmieję.  Dobre związki nie są złe, bo niektórzy menadżerowie uważają, że to jest też jakiś tam problem, zazwyczaj związek zawodowy i tak dalej.

 

W: Źle się kojarzy.

 

A: Źle się kojarzy, ale ja nie ukrywam, że ja byłem zawsze zwolennikiem, żeby związek rozumiał biznes. Też ja będąc wiceprzewodniczącym związków też próbowałem w samym zarządzie związków w Oberstdorfie uświadomić jakby tych ludzi, którzy tam są, że to jest też biznes i my musimy partnersko podchodzić. Nie możemy żądać czegoś czego nie ma. Udało nam się też to pozmieniać i nie ukrywam, że te związki też i te relacje między później zarządem, (ns 00:55:25) i tak dalej były bardzo fajne. Ja nie ukrywam też w ogóle wchodząc na jakiś tam poziom, gdzieś tam menadżerski musiałem odpuścić ten temat.  Nie ukrywam, że w mojej karierze ta wiedza związana została i kontakty ze związkami i tak dalej nie były mi obce. Nie ukrywam, że na takim bardzo podatne był nurt w Bolsie. Tam były ogromne problemy ogólnie ze związkami zawodowymi, ale tam wystarczyło z tymi ludźmi zacząć rozmawiać. Zacząć rozmawiać i tłumaczyć i też wytłumaczyć mi na czym ten biznes polega i w jaki sposób pewne rzeczy możemy gdzieś tam rozwiązywać i tak dalej i te stosunki związkowe też się polepszyły mam nadzieję.  Jeszcze do dzisiaj przewodniczący związków dzwoni do mnie, przy okazji się przypomni, pozdrowić. I tak dalej nim został. Myślę, że nie było źle z tymi tematami. To też ciekawa historia jakby też pracy i rozwoju też takiego mojego rozwoju i spojrzenia z różnych obszarów, czyli albo człowieka związków zawodowych. Z którymi rzeczami się nie zgadzam. Ja nie ukrywam, które jakby związki i te rzeczy dzisiaj się dzieją w związkach zawodowych nie za bardzo się z nimi zgadzam i myślę, że wiele więcej korzyści jakby związki zawodowe mają przez współpracę z biznesem niż jakby tutaj będąc taką organizacją bardzo roszczeniową.

 

W: Żeby ciągnąć kołderkę w swoją stronę.

 

A: To jest i to trochę mi się nie podoba. Uwierz ja znam wielu związkowców, którzy myślą podobnie i nie są bardziej jakby związani z biznesem i jakby rozumieją biznes i dobrze się dogadują i nie narzekają na swoich pracodawców.  Wtedy można o wiele więcej osiągnąć. Tutaj też takie fajne doświadczenie, też te moje związkowe i nietypowe zazwyczaj.  Ja zazwyczaj na rekrutacjach nigdzie nie wspominam o tym, bo to co niektórzy prezesi gdzieś tam jak ja ze swoją karierą rozwijam mogą się bać, że kurczę, idzie człowiek na menadżera czy dyrektora i kurcze jeszcze związkowiec. To zaraz strajki będziemy mieli i tak dalej. To też zawsze była ciekawa historia, ale też przydatna ja myślę. W tym Bolsie to działaliśmy, żeby tutaj też doskonalić tą naszą produkcję, rozwijać i następne wyzwanie. Mi bardzo zawsze zależało na tym ciągłym doskonaleniu i Leanowych rzeczach, żeby też siebie rozwijać. Nie nadarzyła się też znowu historia taka troszeczkę nietypowa, czy ja wiem może w jakiś sposób gdzieś tam degradacja, jeżeli chodzi o stanowisko, bo przechodząc jakby do (ns 00:58:07) wchodziłem na stanowisko Lean menadżera, a nie dyrektora. Chociaż jakby Lean menadżer w (ns 00:58:15) jest też członkiem zespołu zarządzającego fabryką tutaj w Poznaniu.  Niemałą fabryką, bo za moich czasów ta fabryka 750 osób miała, więc to jest jedna z większych chyba w Europie dzisiaj, jeżeli chodzi o produkcję gum do żucia.  Co było tutaj takim elementem sprawczym? Sprawczym był ten Lean, gdzie ja zazwyczaj tam gdzieś (ns 00:58:38) tak jak już wcześniej wspominałem też był pewnym jakby benchmarkingiem do tego co tworzyliśmy jakby w Nivei i dużo się mówiło i że terminy, zazwyczaj w Wielkopolsce to chyba była pierwsza firma, która była kojarzona, gdzie ten Lean najwcześniej był wdrożony i najdłużej teraz jest jako (ns 00:58:56). Zawsze była to firma, która postrzegana w biznesie to w poznańskim, w wielkopolskim była jako która w tym kierunku jest bardzo mocno rozwinięta.  Śmieszna trochę sytuacja, bo też jeden z moich praktykantów, który był w Nivea też się osiedlił właśnie w (ns 00:59:16) I gdzieś posłyszał na stołówce z menadżerem personalnym, że poszukują człowieka na stanowisko Lean menadżera. Zadzwonił do mnie: Słuchaj Adam Ty zawsze tam mówiłeś (ns 00:59:29) I coś.  Tu rozmawiałem, siedzieliśmy na lunchu z menadżerem, byłbyś zainteresowany? Ja mówię: Wiesz co.  Fajnie.

 

W: Spróbować można.

 

A: Trochę będzie bliżej do pracy, bo już wtedy mieszałem w Zalasewie, więc tutaj kawałeczek do (ns 00:59:46), do Obornik trochę było dalej. Mówię: spróbujemy, zobaczymy co z tego wyjdzie. Chyba po dwóch dniach miałem już telefon od menadżera, od had menadżera i mówi: słyszałem, że szukasz tego każdego możemy się spotkać. Po pięciu dniach się spotkaliśmy, porozmawialiśmy nietypowa jakby rekrutacja. Ja powiem szczerze pierwszy raz w taki sposób byłem rekrutowany, czyli bardzo taki luźny, niezobowiązujący sposób, bez jakiejś sztampy, bez testów i tak dalej.  Powiem szczerze później dowiedziałem się, że było z ewenementem, jeżeli chodzi o (ns 1:00:17). Nie ukrywam po tym spotkaniu, później spotkanie z Januszem obecnym też dyrektorem fabryki, jeszcze z jakimiś osobami gdzieś tam z personalnego, później pamiętam telekonferencja z (ns 1:00:30) który był szefem na Europę, później jeszcze jakieś spotkanie na lotnisku z panią z HR-u, takich kilka spotkań.

 

W: Bardzo dużo tych spotkań.

 

A: Było chyba z trzy czy cztery. Z różnymi osobami, ale bardzo w takiej luźnej atmosferze i po tym czasie, gdzieś tam po tym ostatnim chyba spotkaniu z Panią z HR-u, gdzieś tam z centrali i tak dalej dostałem informację, że jak najbardziej, że zapraszają, że (ns 1:00:58) pole i tak dalej. Tutaj zaczęła się bardzo fajna historia i element, który ja myślę bez tego ta kariera gdzieś tam doradcy czy konsultanta, trenera, nauczyciela i tak dalej może by się nie zadziała. Tutaj będąc jakby Leanowcem, bo (ns 1:01:18) bardzo mocno kładzie nacisk na szkolenia, czyli na ten rozwój i nie ukrywam, że tak mniej więcej połowę czasu spędzałem na szkoleniach w pracy, ale powiem szczerze nie byle jakich szkoleniach. Trzeba zaznaczyć, że te szkolenia były bardzo wartościowe i które naprawdę dużo dały mi jako osobie, która miała gdzieś tam przekazywać swoją wiedzę.  Nie ukrywam, że to był taki moment przełomowy, też kontakt zupełnie inny i wejście też troszeczkę inne doświadczenie, bo wszedłem w system, którego nie tworzyłem, też nowe doświadczenie, bo jak i w Nivea i w Bolsie to ja te systemy gdzieś tam próbowałem tworzyć z zespołem, a tutaj wszedłem w jakiś tam system, który działał.  Też ciekawe doświadczenie zupełnie z innej strony, czyli ja musiałem się jego nauczyć.

 

W: Zaadoptować do tego.

 

A: Też bardzo super doświadczenie. To co powiedziałem jakby tutaj to był ten moment przełomowy.  Nie ukrywam, że pod koniec mojej działalności w (ns 1:02:28) zacząłem prowadzić pierwsze zajęcia na Politechnice Poznańskiej.

 

W: Czyli tu się zaczęło.

 

A: Odważyłem się, żeby tą wiedzę.

 

W: Do tego chciałem dążyć. Zapytać skąd się wziąłeś później w tej szkole, ale ta historia zmierza do tego.

 

A: Tak. Wszystko się składa.

 

W: Uczyłeś się na Polibudzie i nagle zacząłeś tam wykładać.

 

A: To znaczy ja nie ukrywam, że miałem zawsze kontakt z Politechniką, korzystałem z jej usług, współpracy i tak dalej, różne historie z tym były. Tak się złożyło też, że parę osób gdzieś tam znałem i przez te kontakty dowiedziałem się, że właśnie na studiach podyplomowych Politechnika korzysta też ze specjalistów, z biznesu i też jest taka możliwość, że nie trzeba być żadnym wykładowcą, żeby jakieś tam prowadzić bloki zajęć. Odważyłem się i zacząłem prowadzić zajęcia, pamiętam wtedy z trzech elementów, czyli (ns 1: 03:22- 1:03:25), czyli tych przeglądów i utrzymania ruchu i z Medów, czyli szybkich przezbrojeń. To były takie 3 bloki, które zacząłem prowadzić na Politechnice Poznańskiej i to jest taki moment, kiedy zacząłem dwutorowo działać, bo zazwyczaj to od tego momentu zaczęło się rzeczy związane ze szkoleniami i z wykładami na uczelni, a nie tylko sam biznes.  Tutaj jakby budowanie tej drugiej nogi.

 

W: Nie tylko praca na etacie, ale już właśnie coś dodatkowego. Druga noga. Dobra.

 

A: Nie ukrywam, że zaczęło mnie to bardzo mocno wciągać. Nie ukrywam, że jakbym miał pomyśleć na początku mojej kariery, że będę prowadził, uczył i występował przed kimś i będę się z tym dobrze czuł, bym powiedział to jest niemożliwe.

 

W: Miałeś taką obawę, że będziesz nauczycielem w-fu?

 

A: Tak.

 

W: To nauczyciel w-fu nie, ale jednak pewnego rodzaju nauczyciel.

 

Rozwój osobisty dla każdego.

 

A: Też na pewno predyspozycje do tego, żeby przed kimś coś mówić, opowiadać i tak dalej. Ja powiem szczerze na początku mojej kariery nie widziałbym siebie, ale przez ten przebieg całej kariery pewnych elementów i tak dalej.

 

W: Konieczność prezentowania przed szefami, przed prezesami.

 

A: Okazało się nagle, że OK. Kurde fajnie. Sprawia Ci to przyjemność, a później jeszcze kurcze oni Cię też oceniają i też są zadowoleni, że super.  To jest też następna taka satysfakcja, że oprócz tego, że ja się z tym dobrze czułem to też te osoby, które przychodziły na moje zajęcia też im się to podobało.

 

A: Super.

 

A: To jest taki element, który mnie przekonał, że kurczę, coś trzeba z tym dalej robić. Później zaczęła  się współpraca z firmami jakimiś też, które szukają konsultantów prowadzenia szkoleń bardzo komercyjnych i tak dalej, więc rozwój tej drugiej nogi gdzieś tam następował, biznesowo też wróciłem znowu do zarządzania, czyli gdzieś tam to zarządzanie zawsze mnie gdzieś tam ciągnęło,  czyli przeszedłem do firmy znowu trochę innej niż pozostałe,  bo firma, która jest firmą polską,  rodzinną i też znowu z ciekawą historią.  Ja zawsze miałem szczęście do firm, które mają ciekawe historie, firma (Forialex) i firma (ns 1:05:42) stworzona była przez Tomasza Borowiaka, który jest jakby prezesem tej firmy i nie ukrywam, że to jest ciekawa historia człowieka, który z handlowania torebkami foliowymi zbudował firmę, która dzisiaj zajmuje się przetwórstwem tworzyw sztucznych, posiada można powiedzieć że cztery zakłady produkcyjne i naprawdę to fajnie funkcjonuje. Tutaj znowu doświadczenie jako dyrektora generalnego i też człowieka, który miał troszeczkę pozmieniać tą firmę, więc tutaj duże zmiany. Ja nie ukrywam, że była moja też rozmowa rekrutacyjna bardzo fajnie wyglądała. Po pierwszej rozmowie już nawiązaliśmy jakieś tam relacje bardzo fajnie, że się też jakoś dogadywaliśmy.

 

W: Tak zwana chemia.

 

A: Tak. Była. Ja nie ukrywam, że pamiętam pan Tomek później powiedział, mówi: Panie Adamie to wszystko nam się podoba. Ja bym chciał jeszcze jedno spotkanie, na to spotkanie przyjdzie jeszcze mój syn, który pracuje w firmie i dalej będzie kontynuował i może byśmy się spotkali. Dobra, ja mówię: Nie ma sprawy.

 

W: Już takie przygotowania wczesne do sukcesji nawet.

 

A: Tak jakoś, tak wyglądało. Ciekawa jakby historia była, to spotkanie i mówi pamiętam wtedy Pan Tomasz mówi do mnie: Panie Adamie, bo w ogóle plan jest taki. Ja już mojego syna nic nie nauczę dobrego. Moja wiedza na temat biznesu i tak dalej jest taka a nie inna.

 

W: Już się skończyła.

 

A: Tak. Ja bym chciał żeby Pan coś tutaj razem z synem już tak coś innego, a ja będę z boku, więc tutaj pomysł był taki żeby też tego nowoczesnego systemu zarządzania, tego co jest z doświadczenia z wdrażaniu tych narzędzi, żeby to sprzedać tam młodemu,  nie młodemu. On już miał 30 prawie już lat może jeszcze był przed trzydziestką wtedy. Taki plan był na to, żeby Łukasz nie u boku ojca przejmował firmę tylko kogoś zupełnie z zewnątrz.  Tak jakby pan Tomasz miał pomysł jakby na wdrożenie syna do biznesu. To następne takie ciekawe historia.

 

W: To podoba mi się, bo to trochę zaprzecza temu długoterminowemu planowaniu tutaj jakby to było już widać w tej firmie chyba skoro syn wcześnie wszedł do zarządzania firmą. Stosunkowo.

 

A: Znaczy on był już w firmie od 4 lat, ale był w dziale zakupów i zajmował się tylko zakupami surowców na fabryki, więc nie pełnił żadnej menadżerskiej, dyrektorskiej roli, więc on przygotowywał się też dość długo.  To nie jest tak, że już tutaj przyszedł i od razu.

 

W: O tym właśnie mówię, że to przygotowanie to jest tak właśnie chodzenie po szczeblach, poznawanie firmy od każdego zakamarka.

 

A: Później też to jest takie fajne rzadkością jest czasami to, że taki właśnie właściciel prywatny tak każe i przekazuje nie bezpośrednio swojemu synowi tylko powierza to przekazanie i pouczenie poprzez kogoś. To też było ciekawe podejście, a myślę biznesowo jak najbardziej trafne. To na pewno było jakimś tam zaletą i na pewno też ja myślę, że Łukasz też przez te 2 lata, kiedy współpracowaliśmy też dużo zyskał na tym, że nie uczył się od ojca tylko uczył się od osoby, która miała…

 

W: Praktyka.

 

A: Praktyka, który w biznesach różnych miał gdzieś tam do czynienia i tak dalej. Tu też trochę namieszaliśmy. Nie ukrywam, że gdzieś tam…

 

W: W pozytywnym tego słowa znaczeniu?

 

A: W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Tak jest, że w tym biznesie trochę nam udało się pomieszać coś i tak dalej. Nie ukrywam, że za ten ostatni rok, który ja zarządzałem z Łukaszem firmą, firma ten zakład w Słubicach uzyskał (ns 1:09:35). Trzeci w lubuskim, jeśli chodzi o najszybciej rozwijające się firmy, średnie firmy uzyskaliśmy taką nagrodę, więc to też świadczyło o tym, że udało nam się gdzieś tam to uzyskać.

 

W: Gratulacje.

 

A: Dzięki. Tak to wyglądało. Ja nie ukrywam, że w tym okresie (ns 1:09:53) zaczęła się współpraca z pozostałymi uczelniami, z pozostałą uczelnią, czyli Wyższą Szkołą Zarządzania i Bankowości. Nie ukrywam, że to jest taki.

 

 

W: Stamtąd się znamy. Za chwilę o tym porozmawiamy.

 

A: Tak, to zaczęło też tutaj coraz mocniej ta druga noga umacniać, więc to był ten taki element. Takim następnym elementem, co może być po dyrektorze generalnym?

 

W: Przejście. Na swoje prezesa.

 

A: Nie, jeszcze nie. Jeszcze prezes. Muszą być wszystkie jakby szczeble, więc ja zawsze się śmieję, że przeszedłem wszystkie.  Przeszedłem do następnej firmy, w której zostałem prezesem. Firma z branży opakowań, czyli produkcja opakowań kartonowych pudełek trochę mi znana, bo nie ukrywam, że kosmetyki, wódki niektóre też.

 

W: Współpracują.

 

A: Coś takiego używały. Tutaj jakby też współpraca z taką firmą i też znowu historia podobna, że też właściciel chciałby te narzędzia ciągłego doskonalenia gdzieś tam wdrażać. Też zaczęliśmy te elementy wdrażać. To był taki cel, żeby te rzeczy gdzieś tam porobić dla tej firmy i żeby też tutaj ta firma w tym kierunku gdzieś tam szła. Plany różne były co do tej firmy. Też i sprzedażowo, odsprzedania, tutaj też bardziej taki element zadaniowy. Ja miałem jako prezes pewne zadanie do wykonania i można powiedzieć przyszykowania tej firmy też w jakiś tam sposób czy to do sprzedaży czy do dalszego rozwoju, bo to też właściciel jeszcze się później zastanawiał na to. Teraz dopiero już krok, kiedy wyczerpały się wszystkie stanowiska. Ja zawsze się śmieję, chociaż nigdy do tego nie dążyłem. Tak jak sobie zawsze się śmieję, że skończyłem na stanowisku prezesa, więc już nic więcej, już nic dalej nie było, więc ta druga noga już się coraz bardziej umacniała. Stwierdziłem, że w pewnym sensie też bardzo dużo satysfakcji mi przynoszą te rzeczy związane ze szkoleniami, z uczeniem innych i tak dalej, że z tym się bardzo fajnie czuję i daje mi to jakąś tam energię i tak dalej. Tutaj był ten moment właśnie przełomowy, gdzie już powiedzmy prawie od roku poświęciłem się tylko własnemu biznesowi i rozwijaniu na pełen etat tych dwóch rzeczy, czyli uczelnię i…

 

W: Doradztwo zawodowe.

 

A: I doradztwo, tak jest. Consulting.

 

W: Skąd się znalazłeś wToschibie? Tomasz Cię napadł?

 

A; Nie. To znowu jest bardzo ciekawa sytuacja.  Słuchaj to też jest historia, ja mówię to wszystko ma swoje znaczenie i wszystko jest z różnymi elementami przypadku pewnego rodzaju. Ja nie ukrywam, że znowu wiąże się to z moim prezesem z Nivei, który właśnie Tomek dopadł.

 

W: Historia zatacza koło.

 

A: Tak. Tomek go dopadł. On był pierwszym wykładowcą.

 

W: Mówimy o Tomku Boruckim?

 

A: Tak jest. Tomek go dopadł i właśnie Wiesław- prezes (ns 1:13:04) Poznań był również wykładowcą na Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości.  Pamiętam, nie zapomnę chyba z żoną gdzieś w piątek byliśmy na kolacji gdzieś i mam telefon.  Wyciągam telefon, Wiesław. Odbieram. On mówi: Wiesz co Adam.  Kurczę mam taką sprawę. Ja mówię: rozchorowałem się.  Mówi: fatalnie się czuję i tak dalej, a jutro mam zajęcia ze studentami na Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości. Kurczę Adam ja będę, ale nie jestem w stanie prowadzić zajęć, bo naprawdę tam mogę tylko biernie uczestniczyć.

 

W: Kiwać głową. Przerzucać slajdy.

 

A: Nie dałbyś rady poprowadzić tych zajęć? Mamy godzinę, nie wiem chyba osiemnasta, a na rano na ósmą mamy się spotkać na uczelni.  Ja mówię: Dobra. To tylko mi krótko powiedz na czym to ma polegać i tak dalej.  Ja już, jeżeli chodzi o taką klasyczną grę mam katapulty. Ja mówię: Dobra, to wiesz co. To jak już tam częściowo teoria jest wyłożona i tak dalej to zabawimy się i zobaczymy na ile studenci praktycznie umieją i pierwszą rygorystycznością było to właśnie zastępstwo trochę i gra katapulty, którą czasami realizuję, ale to raczej gdzieś tam na licencjacie i tak dalej,  więc chyba nie miałeś okazji zagrać.

 

W: Nie, nie myśmy mieli cyferki.

 

A: Ale to może katapulty jeszcze przyjdzie czas, bo jest ciekawa jakby gra, której (ns 1:14:31)

 

W: Nie mów.

 

A: Nie mówię na czyn ona polega, ale robi zawsze wrażenie i trzeba troszeczkę więcej czasu. Tutaj to był ten pierwszy kontakt. Ja nie ukrywam, że na tę moją zabawę z tymi katapultami i na całą akcję z tym związaną i nawiązanie do tych narzędzi Leanowych i tak dalej wszedł Tomek Borucki. Tak się zainteresował, że został na tych zajęciach. Po zajęciach do mnie przyszedł i mówi: Wiesz co Adam, ale Ty u nas musisz wykładać. To nie ma opcji. Mówi: Wiesław Wiesławem.  On to ma swoje, ale dla Ciebie również znajdziemy miejsce, bo to musi to być. To był taki moment przełomowy, kiedy gdzieś tam Tomek mnie zachęcił do tego i wtedy od następnego semestru dostałem pierwsze przedmioty, które zacząłem wykładać. Tak jest już myślę, że chyba z 3 lata

 

W: I tak właśnie się poznaliśmy generalnie. Bo wyglądałeś w grupie, w której ja też byłem I to wszystko o czym dzisiaj powiedziałeś to nie wiem, jak to nazwać generalnie, bo ja tak siedzę i słucham i z jednej strony część już słyszałem na Twoich wykładach, a część jest zupełnie nową historią i nie wiem, czy zauważyłeś, ale mnie jest w ogóle ciężko wbić. Ciężko mi się cokolwiek wkręcić, bo tak opowiadasz, że moglibyśmy tak jeszcze siedzieć i siedzieć, więc jak najbardziej te Twoje talenty, które gdzieś tam sobie masz, te zdolności i doświadczenia, które nabyłeś przez te lata pracy w tych wszystkich zakładach, o których mówiłeś i to jak mówisz, czyli to jak dużo energii, jaka to jest. To mówiłeś, że pasją jest sport. Ja myślę, że to co robisz to też jest jakiś element pasji, że to też jest w tym odnajdujesz.

 

A: Tak, na pewno. To jest jak już wcześniej Ci mówiłem. Ja zachwyciłem, że mi się podoba, innym się podoba to na pewno też od jakiegoś czasu jest to też na pewno taką pasją i bardziej taką pasją, którą realizuję, bo ze sportem to niestety.

 

W: Ale może jeszcze będziesz?

 

A: Musi być, bo tak trochę.

 

W: Przydałoby się może.

 

A: Przydałoby się tak młodszym o jakieś 15 kilo bym chciał być  .

 

W: To podzielmy się. Ja trochę mogę od Ciebie przyjąć generalnie, bo tak jak stoimy, gdybyśmy się porównali to jesteś kawał faceta tak naprawdę. Dobrze, ale ta szkoła, generalnie może nie ta szkoła, ale szkoła w ogóle, czy jakby to nauczanie jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Ja prowadziłem warsztaty dla młodzieży. Chętnie biorę udział w tych zajęciach, które są u nas na uczelni prowadzone, ale rozmawiałem też już, miałem okazję rozmawiać. Mówiłem Ci zresztą, wspomniałem z Tomkiem Boruchem i z Tomkiem Boruckim. Akurat nie udało się uniknąć problemów, które jak się śmieję, że o nich czytałem kiedyś nagrywając podcasty to mówię: Jak można mieć w ogóle takie problemy. Jak można, że ludzie odbywają godzinną rozmowę i nie nagrywają jej na przykład? Zdarzyło mi się. Jak można, że baterie się wyczerpują? Zdarzyło mi się. Jak można nie wiem, że nagranie jest wtedy się dopiero później okazało, że ten poprzedni mój rejestrator miał zepsuty kanał i gościa mikrofonu prawie w ogóle nie działał i nagrywało się, głos się nagrywał z mojego mikrofonu. Jakość fatalna.  Zdarzyło się. Ostatnio właśnie też z Tomkiem zepsuła się karta SD, na którą nagrywała się nasza rozmowa.  Po prostu już chyba nie ma rzeczy, której nie doświadczyłem, jeżeli chodzi o takie to się mówi fakapy, takie wpadki. Dzisiaj mamy nową kartę, mamy nowe baterie. Wszystko dzisiaj, póki co idzie OK. Za to co oko otoczenia tych zakłóceń co myślę nie jakieś bardzo mocno przeszkadzające. Udaje się to odbyć, ale to jest też taki element rozwoju właśnie. Ty mówisz o swoim rozwoju poprzez sport, poprzez te wszystkie firmy, doświadczenia. Teraz jesteś konsultantem, doradcą, ale też wykładowcą i to takim lubianym, a ja na swoich błędach uczę się. Ty też powiedziałeś o jednym przypadku, kiedy nie uczyliście się na swoich błędach, bo zatrudniliście ludzi z taśmy, oglądaliście magazyny gdzieś tam z zewnątrz, więc to też był taki rozwój, który był. O tym rozwoju dzisiaj ewidentnie rozmawiamy, ale żeby spuentować to całe Twoje doświadczenie i ten Twój cały rozwój jakbyś mógł teraz podsumować albo powiedzieć czym dla Ciebie ten rozwój jest w takich żołnierskich słowach, bo jedni to mówią: idę na siłownię popracować nad ciałem i to jest rozwój. Idę poczytam książkę. To jest też dla niego rozwój. Oczywiście tu się zastanawiamy czy samo czytanie to jest ten rozwój czy raczej stosowanie później tej wiedzy, która jest w książce. To jest rozwój, więc dwa pytania: Co to jest ten rozwój tak w Twoich słowach? A później, ale to później jak powiesz.

 

A: Znaczy dla mnie rozwój jest ciągłym uczeniem się. Nie ukrywam, że też ten consulting oprócz tego, że ja coś gdzieś tam sprzedaję swoją wiedzę, mam kontakt z ludźmi to też od nich próbuję wydobyć jakieś informacje. Nie ukrywam, że to jest też dla mnie rozwój. Tutaj nie tylko ja coś daje, ale też odbieram. Każda firma, każdy nowy przypadek, każdy człowiek nowy i tak dalej jest dla mnie rozwojem i to powoduje, że ja też się rozwijam. Oprócz tego, że jak coś daje to ja za każdym razem, za każdym gdzieś tam wymianą doświadczeń, zdań i tak dalej też się rozwijam i korzystam z tego. Nie ukrywam, że też cały czas dzieje się coś nowego. Myślę, że jakbyśmy się spotkali za 5 czy 6 lat to tych historii będzie znowu następnych kilkanaście, będą bardzo ciekawe i interesujące i będą wydawały się, że niemożliwe dlatego że się wydarzyła, a będą się naprawdę rzeczy działy. Dla mnie to jest rozwojem, jest to, że ten świat się zmienia i ja się zmieniam. Nie ukrywam przez to powiedziałem. Ja byłem zupełnie innym człowiekiem, jakbym miał na siebie spojrzeć na początku mojej kariery biznesowej a tu gdzie jestem dzisiaj jestem zupełnie innym człowiekiem. Jest to moja zmiana, a na pewno za następnych kilka lat będę jeszcze innym.

 

W: OK.

 

A: Nieograniczanie się, zdobywanie tej wiedzy, rozwijanie się to jest niezmiennie ważne.

 

W: Tak, to co mówisz. Nawet  jeżeli firma wynajmuje Ciebie jako konsultanta, mają jakiś obszar do rozwoju, do poprawy, chcą rozbudować fabrykę cokolwiek zrobić i mówią o swoich problemach, żebyś im pomógł rozwiązać te problemy,  ale opowiadają o wielu różnych innych rzeczach i czasami jedną rzecz robią słabo,  ale dziesięć innych robią bardzo dobrze i to jest to czego możesz się właśnie od nich nauczyć.

 

A: Tak. To też jest następna rzecz, która zawsze jest ważna jest to, żeby też nie psuć co działa dobrze.

 

W: Tak.

 

Czasami osoby, które zarządzają, które wprowadzają nowe systemy czasami jak walec wjeżdżają i nie pozostawiają nic po tym co było. Ja jestem zwolennikiem tego, żeby to co jest dobre jakby kultywować i zostawić, a sprzedawać to co ja doświadczyłem i z mojego punktu widzenia co jest dobre. Gdzie oni się mogą poprawić. To jest też ważne.

 

W: Tak, ale był taki nawet bardzo popularny swojego czasu prezes (ns 1:21:34), który bardzo dobrze działającą firmę i tak rozwijał jeszcze, żeby była jeszcze lepiej działającą firmą.  Można z dobrego zrobić jeszcze lepsze.

 

A: To jest ten przykład troszeczkę gdzieś tam z Oberstdorfa, który też zginął zarządu Aliansa był uważany za bardzo stabilną, dobrze rozwijającą się firmę,  a przyszedł ktoś inny jak Tchibo i rozwinął się jeszcze bardziej.

 

W: Udało się.

 

A: Udało się z tych ludzi, którzy wydawałoby się, że nie da się nic zmienić i tak dalej, oni dali z siebie jeszcze więcej. Ja zawsze też się śmieję z takiej zależności i niektórzy jakby taki mają problem, że jeżeli ktoś pracuje w jakimś środowisku i jest skażony tym środowiskiem, jeszcze pracuje nie wiem 20 lat na tym samym stanowisku to zazwyczaj jest tak że wszyscy uważają, że nie da się z tym człowiekiem za wiele zrobić. Ja nie ukrywam takie rzeczy, miałem taki przypadek właśnie w Nivei gdzie ludzie niektórzy pracowali po 20, 25 lat i nie wiedzieli co to jest ciągłe doskonalenie i Lean i niektórzy gdzieś tam z zewnątrz, którzy zajmowali się ciągłym doskonaleniem mówili: nie uda się, tych ludzi nie da się zmienić. Da się zmienić każdego człowieka, jeżeli da mu się możliwość i pokaże jakie mogą być też dla niego zyski. Każdego można zmienić. Ja z tym też się często z tym nie zgadzam, że człowiek jest winny temu, że nie idzie poprawić danej organizacji, zmienić i tak dalej. To czasami menadżerowie są winni temu, że nie idzie tego zrobić. Choć ludzie, jeżeli dobrze zostaną pokierowani, pokaże im się jakie mogą być z tego korzyści to da się. Ja miałem takie osoby, zawsze się śmieję też u siebie w Nivei gdzie niektóre panie mogły, były w wieku mojej mamy. Nie ukrywam, że też były takie momenty i te babeczki już po roku wiedziały co to jest 5S, co to jest smed i tak dalej.  Dla nich to był chleb powszedni. Nie było z tym żadnego problemu.

 

W: Świetnie, to jakbyś nam teraz jeszcze pomógł Adamie wybrać, bo literatury jest całe multum, jest książek, opracowań bardzo wiele. Ja obserwując czasem niepewne profile na linki, widzę coraz to nowe książki, na przykład właśnie w tematyce Lean, ale gdyby kogoś zainteresowało co to ten Lean jest i to 5 S i te smegi, wszystko co wymieniłeś dzisiaj, takie (ns 1:23:44). To jaką literaturę poleciłbyś, żeby to sobie ktoś przybliżył? Taką najlepiej jakby z taką właśnie bogatą nutką praktyczną, nie tylko teoria.

 

A: Ja powiem szczerze, ja jestem zwolennikiem wszystkich pozycji, które związały się z drogą Toyoty. Ja nie ukrywam, że to jest taka podstawa i tam wiele rzeczy się znajduje i wszystkie wydawnictwa, które są z tym związane zawsze polecam i ja nie ukrywam też. Ja jestem dzisiaj związany też z Kaizen instytutem i nie ukrywam, że bardzo bliskie mi są też pozycje (ns 1:24:20), który też jest założycielem Kaizen instytutu i też wiele tych pozycji udało mi się gdzieś tam.  Też można je dostać w wersji polskiej, też można sobie wiele rzeczy przeczytać, ale ja zawsze mówię: To jest jakby wiedza książkowa i jest tylko jakimś drogowskazem, jakąś wiedzą, ale Lean polega na tym, żeby dostosowywać te narzędzia do tego środowiska, w którym się jest. Wyciągnąć trochę z tego miejsca, wyciągnąć tam, trochę z doświadczenia, trochę z książek i tak dalej. Ja myślę, że dzisiaj jednej pozycji, która by powiedziała nam wszystko o Leanie i ciągłym doskonaleniu nie ma. Jeżeli ktoś tak uważa to ja się z nim nie zgadzam.

 

W: Myślę, że nie ma. To dobrze powiedziałeś, w każdej książce jest przemycone, są pewne standardy, pewne takie typowe rzeczy, ale każda z takich książek przemyca inne przypadki, inne zastosowanie i warto czerpać z różnych rozwiązań, nie tylko samej Toyoty.

 

A: Kultura jest najważniejsza. Tutaj mówimy, to wszystko, ciągłe doskonalenie, Lean i tak dalej wywodzi się z kultury japońskiej. To już Japończycy wiele lat temu zobaczyli, że nie da się tej kultury zaszczepić w Europie.

 

W: W Stanach.

 

A: W Stanach czy gdziekolwiek.  Ta kultura Toyoty wygląda w różnych państwach zupełnie inaczej, bo niestety nie jesteśmy w stanie przenieść całej kultury, żeby to wszystko wyglądało w taki sam sposób.

 

W: Zgadza się.

 

A: Też Japończycy w pewnym sensie też ich sukces i budowanie sukcesu opiera się na należytym zrozumieniu, że to nie jak przenosimy gdzieś naszą fabrykę to nie jest jeden do jeden i przeniesienie z naszymi pracownikami z Japonii to będzie funkcjonowało. Musimy to zmienić. Musimy też pociągnąć, trochę zmienić ten nasz system. Musi on być dostosowany do tego z czym mamy do czynienia tutaj na miejscu. Wtedy jest pełen sukces.

 

W: Jasne. Świetnie. Tomaszu, Boże Tomaszu my rozmawialiśmy o dwóch domkach, więc ten Tomasz mi się pojawił teraz. Adamie, Podlinkujemy później te książki tak żeby łatwo było je znaleźć. Ja Ciebie poproszę o wsparcie.  Jeżeli ktoś uznałby, że kurczę. Ten gość ma naprawdę bogate doświadczenie i jeszcze prowadzi firmę consultingową. Jak ma Cię znaleźć?

 

A: Ja nie ukrywam że można mnie znaleźć na Linklinie, więc to jest taki mój, ja nie ukrywam jestem mało medialny, ale obiecuję, że się starać będę, bo nie ukrywam że moją stronę próbuję utworzyć już od kilkunastu miesięcy, ale nawał pracy nie pozwala. Mam jakąś koncepcję w głowie i tak dalej i myślę, że w niedalekiej przyszłości jak wbijecie Adam Baśkiewicz to na pewno gdzieś tam się ujawnię.  Nawet dzisiaj wbijam w wyszukiwarkę Adam Baśkiewicz na pewno gdzieś tam się różne publikacjach, artykułach i tak dalej.

 

W: W najlepszy sposób jaki może być Adam Baśkiewicz wbijamy w Internet.

 

A: Na uczelnię można też szukać, bo też tam pisze.

 

W: W Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości.

 

A: To też tam namiary można na mnie uzyskać. Nie ma żadnego problemu. Jeżeli ktoś będzie chciał się doskonalić chętnie pomogę, żeby stać się doskonałym.

 

W: Świetnie.

 

A: Chociaż to jest niekończąca się historia.  To jest (ns 1:27:18). Jak ktoś uważa, że już wszystko posiadł i wie i tak dalej to to raczej jest niezmiennie jest nieprawdą jest w błędzie.

 

W: Jasne. Super. Adamie bardzo dziękuję Ci za rozmowę. Nie wiem, czy wiesz, ale to jest chyba najdłuższa rozmowa w podcaście. Jestem przekonany, że moglibyśmy siedzieć.

 

A: Ile czasu minęło?

 

W: Czekaj, sprawdzę.

 

A: Zleciało.

 

W: Prawie półtorej godziny.

 

A: O Jezus Maria.

 

Moglibyśmy siedzieć jeszcze tutaj drugie tyle. Podejrzewam i myślę, że

 

A: Mi się wydawało, że góra pół godziny.

 

W: Bardzo się cieszę. To znaczy, że też oprócz tego, że ja się świetnie bawiłem słuchając Ciebie to Ty się dobrze bawiłeś opowiadając mi te wszystkie inne historie. Dziękuję Ci bardzo. Jeszcze raz dziękuję.

 

Rozwój osobisty dla każdego.

 

Adam opowiedział nam praktycznie całą swoją historię zawodową. Bez (ns 1:28:16), z detalami. Dziękuję Adamie za to, że podzieliłeś się swoim doświadczeniem. Dziękuję Wam słuchacze drodzy za wysłuchanie naszej rozmowy i zapraszam bardzo gorąco do subskrybowania tego podcastu na (ns 1:28:27), do oceniania go najlepiej pięcioma gwiazdkami oraz do pozostawienia choćby jedno zdaniowego komentarza, który pomoże innym słuchaczom dotrzeć do tego podcastu. Jeśli słuchacie tego podcastu na innych aplikacjach takich jak Spotify lub (ns 1:28:41) to również zapraszam Was do obserwowania tego podcastu tak żebyście mieli na bieżąco informacje o każdym nowym odcinku. Dzisiaj to już wszystko z mojej strony. Raz jeszcze bardzo gorąco dziękuję za słuchanie tego podcastu i do usłyszenia już za tydzień z nowym odcinkiem jak co tydzień w piątek. Pozdrawiam serdecznie.

 

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 komentarz dla “Kiedy potrzebujesz pomocnej LEANy”

  1. Pingback: 5 patologii biznesu | Rozwój osobisty dla każdego